[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rzystując w tym celu ubogiego nauczyciela. Nauczyciel, udający się do Paryża
piechotą, najgłupiej w świecie wlazł pod powóz przejeżdżającego prokuratora
i złamał nogę. Zaniepokojony prokurator, któremu zależało na opinii, wyasygno-
wał drobną sumę w charakterze odszkodowania, kowal zaś przyobiecał zająć się
ofiarą. Karmiąc użytecznego połamańca przyzwoicie, acz nie luksusowo, trzy-
mał go u siebie tak długo, aż obaj chłopcy opanowali podstawowe umiejętności.
Marietta, zdolniejsza od braci, opanowała je tym bardziej. Spodobały się jej moż-
liwości, jakie otwierało przed nią słowo pisane, i rychło zdołała je docenić.
Miała zaledwie trzynaście lat, kiedy koń podróżującego młodzieńca zgubił
podkowę i okulał, młodzieniec zaś, prowadząc go wielki kawał drogi, obtarł sobie
pięty. W trakcie zabiegów leczniczych wyszło na jaw, iż młody pechowiec nie
wybiera się nigdzie daleko, jego celem jest posiadłość dawnego poborcy podatko-
wego, który zdobył majątek i osiedlił się w pobliskiej okolicy. Unieruchomiony
chwilowo już nawet nie przez konia, ale przez pełną niemożność włożenia butów,
podróżnik wysłał dziewczynkę z liścikiem do małżonki owego poborcy, dziew-
czynka zaś zrobiła sobie przystanek w plenerze, liścik otworzyła i przeczytała.
Wielka miłość tryskała tam z każdego słowa, ponadto wyraznie wychodziło, iż
małżonka poborcy zdecydowała się już opuścić męża i uciec z młodzieńcem. Po
bardzo krótkim namyśle Marietta wiedziała, co należy zrobić.
Szantaż wypadł jej świetnie. Zaczęła od damy, szkalując wyimaginowanego,
tajemniczego złoczyńcę, który dowiedział się o sprawie i żąda za milczenie pięć-
dziesięciu franków. Dama sumą dysponowała, za to inteligencją nie grzeszyła. Na-
stępne pięćdziesiąt franków wyasygnował podobnie przestraszony młodzieniec,
który czym prędzej odjechał na podkutym koniu bez butów, wreszcie rozzuchwa-
lona Marietta dotarła do kantowanego męża i za usługę dostała nawet całe sto fran-
ków. Romans podupadł, innych konsekwencji nie było, szantażystce się upiekło,
zarobione dwieście franków ukryła pieczołowicie i z wielkim zainteresowaniem
zaczęła się rozglądać za następną okazją.
34
Przytrafiła się w rok pózniej. W oberży zatrzymała się zawoalowana dama, na
którą już czekał elegancki wielki pan. Uzyskanie informacji od służby nie stano-
wiło dla Marietty problemu, dama była zamężna, a opis męża w najmniejszym
stopniu nie przypominał wyglądu zewnętrznego oczekującego pana. Przedostała
się bez trudu do pokoju, w którym państwo spożywali posiłek i przyniosła im
wieść hiobową. Otóż dopiero co, przed godziną zaledwie, przejeżdżał tędy jakiś
człowiek, który o nich pytał. Opisał ich z największą dokładnością, wszystko się
zgadza, powiedział, że zatrzyma się na rozstaju, a jej obiecał sto franków, jeśli na
nich doniesie. W razie gdyby tacy państwo przyjechali, ma tam pobiec i powie-
dzieć. . .
Państwo zareagowali prawidłowo, dali jej dwieście franków, żeby nigdzie nie
biegła. Marietta spełniła ich życzenie, do kuzni wróciła wolnym krokiem.
Więcej okazji nie było, bo nielegalnie zakochani jakoś tę okolicę omijali. Za
to, kiedy już doszła do wieku szesnastu lat, oczekujący na naprawę koła następny
młodzieniec, wicehrabia de Noirmont, zauważył jej kuszącą urodę. Okazał swój
zachwyt dostatecznie głęboko, żeby nie zdołała o nim zapomnieć. Wicehrabia
mieszkał w Paryżu.
Dlatego też zaledwie w dwa miesiące pózniej bez chwili namysłu przyjęła
służbę u przejeżdżającej damy której pokojówka pozwoliła sobie na nietakt cięż-
kiego ataku wątroby. Kimś ją należało natychmiast zastąpić. Dama udawała się
do Paryża, Marietta ujrzała przed sobą wielkie nadzieje i w ten sposób rozpoczęła
nowe życie.
Wicehrabiego odnalazła, swoim uczuciom dała ujście, ale nie to było ważne. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl