[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Próbowała nie myśleć o księciu Pietrowskim, leżącym w
kałuży krwi. Nie chciała tego pamiętać. Czuła tylko, że jej
ciało sztywnieje ze strachu.
Widok Templecombe'a przeraził ją. To był przecież także
mężczyzna.
Książę usiadł na krześle w stosownej odległości od
Saleny.
- Zeszłej nocy - powiedział - wyjawiłaś mi tylko swe
imię. Myślę, że teraz powinienem się pani przedstawić. Książę
Templecombe.
W oczach Saleny pojawił się błysk.
- Słyszałaś o mnie? - zapytał.
- A więc to...  Afrodyta"?
- Tak istotnie nazywa się mój jacht.
- Jest piękny.
Przypomniała sobie, jak uroczo wyglądał, kołysząc się na
falach, gdy oboje z ojcem jechali nadmorskim bulwarem.
Wtedy nie wiedziała, co ją czeka. Zadrżała na wspomnienie
rosyjskiego arystokraty.
Książę widział uczucia, malujące się na twarzy Saleny.
Nie znał dotąd kobiety o tak wyrazistych oczach, tak
filigranowej. Budziła w nim współczucie.
Zauważył, że walczy z myślami. Chciał zdobyć jej
zaufanie, musiał więc uważać, aby nie urazić jej jakimś
niezręcznym słowem.
- Mam nadzieję, że spodoba ci się podróż moim jachtem -
powiedział lekkim tonem. - To nowy model. Sam go
projektowałem i jestem z niego dumny. Posiada wiele różnych
udogodnień, jakich nie ma na łodziach tego typu. Pokażę ci je,
kiedy poczujesz siÄ™ lepiej.
Wyraz lęku zniknął z oczu Saleny. Po chwili zapytała:
- Czy wracamy do Monte Carlo?
- Twierdziłaś, że tego nie chcesz - odpowiedział książę. -
Zabieram cię więc do Tangeru. Mówiłem o tym zeszłej nocy,
ale chyba byłaś zbyt przerażona, aby mnie dobrze pojąć.
- Zdawało mi się, że to powiedziałeś, ale bałam się... że
zle cię zrozumiałam.
- Płyniemy do Tangeru - potwierdził książę. - Mam tam
willę, której nie odwiedzałem od dłuższego czasu. Liczę na to,
że spodoba ci się, tak jak  Afrodyta".
- Ale ja nie mam pieniędzy - wyszeptała Salena.
- Jesteś moim gościem, więc to nie ma znaczenia -
odrzekł. - Jeżeli w Tangerze stwierdzisz, że chcesz pojechać
gdzie indziej, pożyczę ci, ile będzie trzeba. - Przerwał i cicho
dodał: - Może chciałabyś przesłać wiadomość komuś z
rodziny?
- Nie! Nie!
Wiedziała, że ojciec nigdy nie wybaczyłby jej tego, co
zrobiła. Wolała więc, aby uznał ją za zmarłą. Miała tylko
nadzieję, że będzie mógł zatrzymać pieniądze otrzymane od
księcia Pietrowskiego. Po chwili uświadomiła sobie jednak, że
i ten problem zniknął. Przecież Sergiusz Pietrowski nie żyje,
więc nie upomni się o zwrot.
Tatuś sobie jakoś poradzi, pomyślała, nie może tylko się
dowiedzieć, że żyję.
Nagle uderzyła ją pewna myśl. Jak ona będzie teraz żyć
bez pieniędzy i bez domu?
Spojrzała żałośnie na księcia i załamała ręce, jak dziecko
błagające o pomoc.
- Widzę, że jesteś niespokojna - powiedział. - O nic już
nie zapytam. Spróbuj miło spędzić czas. Ostatecznie dzień jest
piękny, jesteśmy sami i nikt o nas nie wie. - Zobaczywszy
blask w jej oczach ciągnął: - Sam miałem zamiar zniknąć i
rozpocząć nowe życie. To coś takiego jak w książce
rozpoczęcie nowego rozdziału. - Wyczuł, że jest na właściwej
drodze. - Jeśli ktoś widział, że wpadłaś do morza i teraz cię
szuka, to czeka go rozczarowanie. Powiem ci coÅ› jeszcze: w
Monte Carlo nikt nie wie, dokąd popłynąłem, więc też nikt się
nie domyśli, że jesteśmy razem. - Uśmiechnął się i dodał: -
Jesteś wolna od wszelkich niepokojów. Nikt nie wie, gdzie
jesteś ani co zrobiłaś.
- Czy to... możliwe? - spytała.
- Jestem tego pewny - odparł.
- Ale Bóg wie.
Jej szept był cichy, lecz książę dosłyszał te słowa.
- Tak, Bóg wie - odpowiedział. - Jednak zawsze mówiono
mi, że On jest miłosierny, że wszystko rozumie i wybacza.
Zapewniam cię, nie musisz się Go bać.
Mówiąc to czuł, że te słowa dziwnie brzmią w jego ustach.
Zobaczył, że Salena uspokoiła się; widocznie powiedział to,
co należało.
- Ciekawe, co to dziecko mogło zrobić - zastanawiał się w
myślach - że boi się i kary boskiej, i mężczyzn?
ROZDZIAA 4
Do salonu wszedł steward i oznajmił, że podano do stołu.
Na ten widok Salena drgnęła i spojrzała na niego nieufnie i z
obawÄ….
Książę udał, że tego nie zauważył. Wstał i powiedział:
- Chodzmy na pokład. Dzień jest taki ciepły.
Stały tam dwa duże, plecione fotele, wyłożone miękkimi
poduszkami. Książę zauważył grymas na twarzy dziewczyny i
pomyślał, że dokuczają jej blizny na plecach, każdy ruch
musiał sprawiać nieopisany ból.
Salena usiadła i popatrzyła na niego niepewnie, jakby
lękając się tego, co może nastąpić. Templecombe okrył ją
ciepłym kocem. Stewart przymocował do poręczy fotela
przenośny stolik na żelaznych nóżkach. Zerknęła z
niepokojem. Książę zajął miejsce obok i powiedział:
- To mój wynalazek. Pomyślałem, że będzie praktyczny,
gdy każę podać posiłek dla jednej lub dwóch osób. -
Uśmiechnął się i dodał: - Prawdę mówiąc, jesteś matką
chrzestną mego wynalazku. Nigdy dotąd nie był używany.
- To bardzo pomysłowe - odpowiedziała Salena. Steward
najpierw przyniósł nakrycia, potem pojawił się z tacą,
zastawioną wspaniałymi potrawami. Salena pomyślała, że taki
sposób podania posiłku jest nie tylko oryginalny, lecz również
wygodny.
Nad ich głowami rozpięto płócienną markizę. Morze lśniło
- lazurowe i spokojne. Słychać było jedynie cichy szmer
silnika i krzyk mew.
Zupełnie inaczej, myślała Salena, niż podczas gwarnych
przyjęć w willi księcia Pietrowskiego, gdzie goście
rozmawiali wyłącznie po francusku lub po rosyjsku, a ich
głosy stawały się coraz donośniejsze, w miarę jak opróżniali
kolejne kieliszki wina.
- Mam zamiar namówić cię na odrobinę szampana - rzekł
Templecombe. - Gdy wypijesz, rumieniec powróci na twe
policzki i z pewnością poczujesz się lepiej.
Salena wolałaby odmówić, ale nie chciała urazić księcia.
Gdy nalano jej szampana, wypiła mały łyk. Książę patrzył na
morze.
- Mam wrażenie, że to orki - powiedział. - Może podpłyną
bliżej. Zawsze lubiłem obserwować ich igraszki.
- Orki? - wykrztusiła Salena. - Słyszałam o nich, ale nigdy
ich nie widziałam. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl