[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wszyscy rzucili się, by mu pogratulować i wznieść toast winem, które Pete ze sobą przywiózł. Po
skończonej uczcie chłopcy posprzątali po jedzeniu. Noc była ciepła i bezwietrzna.
- Co za dzień! Jestem wykończony. Narodziny dziecka to strasznie męczące przeżycie - oznajmił Pete.
C hyba pójdę się trochę zdrzemnąć. W szafie są dodatkowe śpiwory, więc czujcie się jak u siebie w
domu. Terry, możesz spać w moim biurze. Jest tam łóżko polowe. A ciebie, Atholl, zapraszam do
swojego pokoju.
- Dzięki, zaraz przyjdę.
Kiedy zostali sami, Terry zaczęła w milczeniu nasłuchiwać odgłosów nocy. Była to chwila pełna
spokoju po całym zamęcie minionego dnia. Nie bez znaczenia było też wino, które wypili praktycznie
na puste żołądki. Czuła się zrelaksowana i rozluzniona.
Atholl stanął obok niej i zapatrzył się w rozgwieżdżone niebo.
- Narodziny tego dziecka to miłe zakończenie dnia - powiedział cicho.
%7Å‚YCZ MI SZCZZCIA
263
- Rzeczywiście - przytaknęła Terry.
W księżycowej poświacie jej włosy zdawały się jaśniejsze niż zazwyczaj, a oczy jeszcze większe.
Była piękna. Patrząc na nią, Atholl czuł, że coś ściska go za gardło. Już dziś rano, kiedy poszedł ją
obudzić, zdał sobie sprawę, że Terry jest kobietą, jakiej całe życie szukał. Marzył o niej, nie mając
nadziei, że kiedykolwiek spotka kogoś takiego.
Kiedy rozstał się z Zarą, był wściekły, że zrobiła z niego głupca. Obiecał sobie wtedy, że nigdy więcej
nie zaangażuje się pochopnie w jakikolwiek związek. A potem poznał Terry i wszystko się zmieniło.
Schylił się po kamień i puścił kaczkę na wodzie. Jak długo będzie w stanie pracować z Terry i
jednocześnie udawać, że jest dla niego tylko koleżanką z pracy? Flirtować, po czym wycofywać się na
bezpieczną odległość? Musi jej powiedzieć, co do niej czuje, i dowiedzieć się, co ona czuje do niego.
- Chyba pójdę się położyć - oznajmiła Terry. Atholl ujął ją za rękę i delikatnie obrócił w swoją
stronÄ™.
- Terry, nie odchodz.
Spojrzała na niego lekko zdziwiona. Księżyc na chwilę schował się za chmurą i na moment zrobiło się
zupełnie ciemno. Odruchowo cofnęła się, następując przy tym na jakiś kamień. Zachwiała się. Atholl
objął ją w talii, żeby się nie przewróciła.
- Ostrożnie. Wystarczy nam już wypadków jak na jeden dzień - zażartował.
Terry zaśmiała się.
- Widzę, że zawsze, kiedy mam się przewrócić, jesteś w pobliżu i mnie łapiesz.
264
JUDY CAMPBELL
- Wcale mi to nie przeszkadza. Chciałbym zawsze być przy tobie, kiedy mnie będziesz potrzebować.
- To zabrzmiało bardzo poważnie.
Oparła się o niego, z przyjemnością poddając się uczuciu, jakiego doświadczała, będąc blisko niego.
- Jesteś bardzo silny - powiedziała, nie odczuwając skrępowania, które dotąd męczyło ją w jego
obecności.
- MuszÄ™, skoro ty ciÄ…gle siÄ™ przewracasz...
Objął ją mocniej i pochylił głowę. Delikatnie dotknął ustami jej warg, przyprawiając ją o drżenie. W
jej głowie jednak pojawiła się myśl, by uciekać. Z wysiłkiem oderwała się od Atholla i odsunęła.
- Nie powinniśmy tego robić, Atholl, bo znów będziemy cierpieć, a tego żadne z nas nie chce. Ja prze-
żyłam to z Maxem, a ty z Zarą.
Atholl jednak nie zamierzał dać za wygraną.
- To śmieszne, Terry. W niczym nie przypominasz Zary. Jesteście jak niebo i ziemia. Ona mnie
oszukała i zadrwiła ze mnie. Ty nigdy nie zrobiłabyś czegoś podobnego.
- Każde z nas ciągnie jednak za sobą bagaż przeszłości. Atholl, są rzeczy, które...
Atholl położył palec na jej ustach.
- Cii. Ty jesteś doskonała. - Objął ją ciaśniej, po czym spojrzał na nią w milczeniu. - A więc
powiedziałem to! Boże, Terry, wiem, że ty do mnie też coś czujesz. Kiedy jesteśmy w tym samym
pokoju, mam wrażenie, jakby nie było w nim nikogo poza nami. Musisz przyznać, że między nami aż
iskrzy.
Zaczął całować jej twarz, brwi, usta, szyję. Zadrżała z rozkoszy, objęła go i spojrzała w oczy.
%7Å‚YCZ MI SZCZZCIA
265
- Tak - szepnęła. - Przyznaję. - Odgarnęła mu z czoła włosy i uśmiechnęła się miękko. - Chcę za-
pomnieć o Maksie i o wszystkim - powiedziała po prostu. - Chcę się cieszyć życiem.
- Zrobię wszystko, żebyś nie poczuła się rozczarowana, kochanie.
Położył ją ostrożnie na trawie pod drzewami, tuż nad samą wodą. Powietrze pachniało ziemią i morską
solą. Pogładził palcami jej szyję, a potem zaczął ją całować. Między kolejnymi pocałunkami~szeptał
jej imię, a ona miała wrażenie, że śni. Atholl trzymał ją w ramionach, przytulał i pieścił. Z każdą
chwilą pragnęła więcej.
Wyciągnęła się na miękkiej ziemi, rozkoszując się dotykiem jego silnego ciała. W pewnej chwili
Atholl uklęknął i spojrzał na nią z góry.
- Cóż za wspaniały sposób zakończenia dnia! Terry ze śmiechem zaczęła go rozbierać, ciesząc się
każdą chwilą tej zabawy. Atholl na moment nie przestawał jej pieścić, zupełnie, jakby nie był w stanie
oderwać od niej rąk. Tak sobie to właśnie wyobrażała.
- Wiesz co? - odezwał się niespodziewanie. - Cieszę się, że nie przydzielono mi do pracy mężczyzny.
- Ja też, Atholl.
A potem nadszedł moment, którego oboje tak bardzo pragnęli. Przytulili się do siebie mocno,
obdarzając się nawzajem czułością i rozkoszą. A kiedy już było po wszystkim, leżeli pod
bezchmurnym niebem, spoglądając na siebie, jakby byli zdziwieni cudem, który właśnie się dokonał.
W końcu Atholl przekręcił się na brzuch i spojrzał na nią z góry.
266
JUDY CAMPBELL
- A więc zrobiliśmy to! - westchnął. - Było niesamowicie, moja pani!
Terry popatrzyła na niego i poczuła, jak ogarnia ją fala szczęścia. Nieważne, że nie opowiedziała mu
całej historii. Nie będzie się tym teraz zamartwiać.
Pomógł jej wstać, po czym objął ją i ruszyli w stronę domu. Zanim weszli do środka, Atholl pocałował
jÄ… na dobranoc.
Sam został jeszcze na dworze. Oparł się o ścianę domu i patrzył na jezioro. Księżyc odbijał w nim swe
światło, kreśląc srebrną ścieżkę. Po raz pierwszy od miesięcy Atholl poczuł w sobie spokój i po raz
pierwszy był w zgodzie z samym sobą.
I czuł coś jeszcze. Zrozumiał, że jest w Terry zakochany. Być może kochał ją od chwili, w której ujrzał
ją po raz pierwszy. Odkąd zjawiła się na tej wyspie, by z nim pracować!
ROZDZIAA ÓSMY
Terry nalała sobie kawy i włączyła komputer, by sprawdzić, iłu pacjentów ma zapisanych na dzisiej-
sze przedpołudnie. Isobel właśnie skończyła rozmawiać przez telefon i spojrzała na Terry ze
znaczącym uśmiechem.
- Widzę, że promieniejesz. Pewnie miałaś udany weekend.
Udany to mało powiedziane, pomyślała Terry. Cudowny, najwspanialszy w życiu. Ona i Atholl
bardzo się lubili. Kto wie, czym zakończy się ta znajomość. Oboje mają za sobą nieudane związki i
oboje pragną czegoś trwałego.
- Rzeczywiście, był miły - odparła spokojnie. -Wprawdzie jeden z chłopców zwichnął sobie ramię, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl