[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nikogo tak naprawdę nie obchodzi, kto zabił te kobiety. Chyba to rozumiesz? W
łonie wspólnoty nie ma palącej potrzeby sprawiedliwości. Ludzie po prostu chcą się czuć
bezpiecznie, a twoja śmierć im to zapewni. Ja zaś zostanę bohaterem. Ironia losu,
nieprawdaż?
Sebastian ujrzał błysk w oczach Wilcoksa chwilę przed tym, nim ten nacisnął spust.
St. Cyr skoczył, przekręcając ciało w locie, i wyrzucił przed siebie lewe ramię.
Otwarta dłoń uderzyła w wyciągnięty nadgarstek Wilcoksa, podrywając ramię szwagra w
chwili, gdy pistolet wystrzelił.
Sebastian poczuł ciepło w lewym ramieniu i uderzył prawą ręką w podudzie Wilcoksa.
Zacisnął ją wokół kolan przeciwnika i szarpnął, choć sam impet skoku wystarczyłby, by
zwalić go z nóg.
Wilcox upadł ciężko na plecy, uderzając o bruk z siłą, która wypompowała powietrze
z jego płuc.
Sebastian spadł na niego. Walcząc o oddech, Wilcox machnął pustym pistoletem,
uderzajÄ…c Sebastiana w plecy.
Sebastian zaklął szpetnie, chwycił uzbrojone ramię szwagra w brutalny uchwyt i
przeniósł nad głowę, zaciskając dzwignię, aż Wilcox rozluznił dłoń w spazmie bólu. Potem
nagle znieruchomiał.
- A więc pokonałeś mnie - powiedział, dysząc, a w dalekim blasku ognia widać było,
że się uśmiecha. - Co teraz, hmm? Zdajesz sobie sprawę, że nie masz dowodów na to, co
zrobiłem z tymi kobietami. %7ładnych. Nawet zadrapania na szyi od pazurów tej suki zagoiły
się. Twoje słowo przeciwko mojemu. Kto ci uwierzy?
- Zapominasz o Kat Boleyn.
- Co?! Słowo dziwki? Przeciw słowu przyjaciela samego panującego księcia? - Wilcox
uśmiechnął się. - Nie sądzę - nie przestając się uśmiechać, przekręcił dolną połowę ciała i
podniósł kolano, kierując je wprost w zranione udo Sebastiana.
Ból eksplodował ogniem, który wyrwał z piersi Sebastiana głuchy jęk. Przez chwilę
zrobiło mu się ciemno przed oczami i rozluznił chwyt na tyle, by Wilcox zdołał wyśliznąć się
z uścisku. Wilcox przetoczył się na plecy i podniósł na kolana, wspierając ręce przed sobą,
nim Sebastian przyskoczył do niego. Przez chwilę szarpali się na krawędzi doku, po czym
spadli razem do wody. W trakcie tego krótkiego lotu Sebastian puścił Wilcoksa. Hrabia upadł
do wody ciężko i niezgrabnie, jednak Sebastian zdołał wyprostować ciało na tyle, że jego
stopy pierwsze zetknęły się z wodą. Pogrążył się głęboko w zimnych, czarnych odmętach i
wypłynął na powierzchnię, mimo ciężaru butów i grubych bryczesów. Rany w nodze i
ramieniu piekły żywym ogniem.
Usłyszał, jak szwagier kaszle i zachłystuje się, zobaczył w ciemności biały fular i
kamizelkę. Podpłynął do niego. Na moment tłusta głowa Wilcoksa znikła pod czarną wodą,
oświetloną na pomarańczowo blaskiem dalekiego ognia. Potem szwagier znów się wynurzył,
spazmatycznie bijąc rękami o powierzchnię wody. Jego przerażone oczy otworzyły się
szeroko na widok Sebastiana.
- Pomóż mi! Na litość boską, ratuj mnie! Nie umiem pływać! - zacisnął rękę na szyi
Sebastiana w spazmatycznym, duszącym uścisku.
- Puść mnie, ty głupcze. Utopisz nas obu. Ale Wilcox był głuchy na głos rozsądku.
- Nie pozwól mi utonąć - wycharczał, trzymając kurczowo Sebastiana.
Sebastian nabrał powietrza i zanurkował, wyślizgując się z uścisku Wilcoksa. Tym
razem uważał, by wynurzyć się za plecami tonącego człowieka. Wyprostowaną ręką chwycił
od tyłu kołnierz szwagra. Była to standardowa technika ratunkowa; Sebastian musiał tylko
przyciągnąć go do siebie, chwycić ugiętym ramieniem pod brodą, a potem dopłynąć do
brzegu.
W oddali słyszał ryk płomieni trawiących magazyn, a jeszcze dalej, gorączkowy
dzwon straży ogniowej.  Wszystko sprowadza się do wyborów , powiedział Wilcox. A teraz
Sebastian stał przed kolejnym, mrocznym i niełatwym wyborem. Bo Wilcox miał rację: nie
było dowodów na to, co zrobił, nic nie wiązało go z bestialskim morderstwem dwóch kobiet, i
nic nie mogło go powstrzymać przed tym, by zrobił to znowu. I znowu.
Inne względy przemawiały do jego sumienia: uratowany Wilcox mógłby podejść [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl