[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rodziców, mózg też nie najgorszy. Czy to jakiś diabeł w ciebie wstępuje?
- Nikt na mnie nic nie ma, proszę pana - odpowiedziałem. - Już od dawna nie wpadłem
w graby polucyjniakom.
- I to mnie martwi - westchnął P. R. Delloid. - Jak dla zdrowia to trochę za długo.
Według moich obliczeń już czas na ciebie, I dlatego cię ostrzegam, Alex, żebyś przestał pchać
swój przystojny młody ryj w błoto, mój malutki, no właśnie. Czy wyrażam się dość jasno?
- Jak tafla niezmąconego jeziora - odrzekłem - proszę pana. Jasno jak lazurowy błękit
najgłębszego lata. Może pan na mnie liczyć. - I posłałem mu najładniejszy zębaty uśmiech.
Ale kiedy on uszedł, a ja robiłem sobie ten imbryczek mocnego czaju, to się
obszczerzalem do siebie z tych rzeczy, co P. R. Deltoid i jego kumple łamią nad nimi głowę. No
i dobra, ja robię zło, niby cały ten zachwat i łomot i krajanie brzytwą, i to stare ryps wyps ryps
wyps, a jak mnie złapią, no, to tym gorzej dla mnie, o braciszkowie moi, no pewnie że nie
można prowadzić kraju, gdyby w nim każdy jeden tak wyprawiał po nocy jak ja. Więc jeśli mnie
chapną i dostanę trzy miechy tu a potem sześć tam, no i wreszcie - jak ostrzega mnie
życzliwie P. R. Deltoid - za następnym razem, już mimo tych moich młodziutkich latek
braciszkowie, w samym gromadnym zwierzyńcu dla bydląt nie z tej ziemi, no, to powiem: -
Racja, panowie, tylko że niestety ja nie cierpię być zamknięty w klatce. I na przyszłość będę
się starał, na taką, co wyciąga ku mnie swe śnieżnobiałe jak ta lilia ramiona, znaczy się
przyszłość, zanim jakiś majcher dogoni mnie albo jucha wybryzga swój końcowy chór w
poskręcanym metalu i rozpryśniętym szkle na autostradzie, będę się starał, żeby więcej nikt
mnie nie złapał. - To jest mowa jak trza. Ale to, obgryzanie sobie paznokci u nóg, braciszkowie
moi, żeby dojść, jaka może być przyczyna zła, od tego ja się mogę tylko ześmiać. Nad
przyczyną dobroci nie główkują, więc czemu na odwrót? Jeżeli wpychle są dobre to dlatego,
że lubią, a ja wcale im tych przyjemności bym nie odbierał, i to samo na odwrót. A tak się
złożyło, że ja właśnie wolę na odwrót. A w dodatku zło to coś w samym sobie, w tobie czy we
mnie, sam na samo gwałt i adzinoko, a te siebie to wszystkie postwarzał stary God czy
Gospod i w tym jego pychota i radość. Ale co jest niesobą, to zła nie ścierpi, znaczy że ci
wszyscy z rządu i sądu i ze szkół nie mogą pozwalać na zło, bo by pozwalali być sobą. A czy
nasza historia najnowsza, o braciszkowie, to nie jest o tym, jak dzielne małe każde sobie
zrażają się przeciw tym gromadnym maszynom? To ja wam całkiem poważnie mówię,
braciszkowie. Ale co ja robię, to robię, bo lubię robić.
Więc teraz, w ten uśmiechający się poranek zimowy, doję sobie ten bardzo krzepki czaj
z mlekiem i do tego łycha za łychą cukru, bo jestem łasy na słodkie, a z piecyka dostałem
śniadanie, co je dla mnie naszykowała moja bidna stara maciocha. Tyle co jajko sadzone, ale
zrobiłem se tosta i mlaszcząc pożarłem to jajko z tostem i dżemem, czytając gazetę. W
gazecie było jak zwykle o ultra kuku i napadach na banki i strajkach, i jak to piłkarze
18
doprowadzają do tego, że strach wszystkich paraliżuje, bo ci odgrażają się, że nie będą grać w
najbliższą sobotę jak nie połuczą za to więcej szmalu, te wredne malczyki byki. I że dalsze loty
kosmiczne i stereo ti wi z jeszcze większymi ekranami, i darmowe paczki mydlanych płatków
za etykiety od zup w puszkach, niebywała okazja tylko przez jeden tydzień, aż się obśmiałem.
I był wielki gromadny artykuł o Współczesnej Młodzieży (znaczy się o mnie, więc ukłoniłem się
w klasycznym stylu, obszczerzając kafle jak z uma szedłszy) jakiegoś tam bardzo umnego
łysonia. Przeczytałem go i sobie uważnie, braciszkowie, żłopiąc ten stary czaj filiżana za taską
za czaszką, siorb siorb i do tego chrup chrup kawałki czarnego tostu zanurzone w dżem ehem
i jajko śmajko. Ten rozumniak pieprzył normalnie o braku rodzicielskiej dyscypliny, jak on to
nazywał, o niedoborze uczycieli takich fest horror szoł, co by obłomotali tym krwawym
łapserdakom ich niewinne rzopiątka, aż by zaczęli bu-hu-hu o litość. Wszystko to hojdy bojdy i
do śmiechu, ale zawsze miło wiedzieć, o braciszkowie moi, że się nami ciągle interesują. Ani
dnia, żeby nie było czegoś o Współczesnej Młodzieży, ale najlepsza rzecz, jaką dali w tej
starej gazecie, to kiedy jakiś drewniak w psiej obroży napisał że jako sługa Boży i po głębokim
przemyśleniu on uważa, iż To Szatan Hula Po tym Padole Aez i tak jakby się chytro zakrada w
te młodziutkie niewinne ciała, i że to świat dorosłych jest temu winien przez te swoje wojny i
bomby i absurdalność. No i git galant. Chyba on wie, co gada, skoro z niego ten zawodowy
kapłon i bogusław? Czyli że do nas, młodych i niewinnych malczyków, nie można mieć o nic
pretensji.
Recht recht recht.
Jak już dałem parę razy hyp hyp napchawszy ten mój niewinny żołąd, wziąłem się
dostawać z szafy łachy na dzień, wkluczywszy radio. Szła muzyka, bardzo fajniutki kwartecik
smyczkowy, o braciszkowie moi, Claudiusa Birdmana, co go niepłocho znałem. Tylko ażem się
obśmiał od przydumki, jak w jednym takim artykule o Współczesnej Młodzieży kiedyś pisało,
jaka ona byłaby, ta Współczesna Młodzież, lepsiejsza, tylko żeby ją pobudzać do Wrażliwości
Artystycznej w Rozmaitych Dziedzinach Sztuki. Pod wpływem Wielkiej Muzyki, pisało tam, i
Wielkiej Poezji ta Współczesna Młodzież normalnie uspokoi się i będzie taka więcej Kulturalna.
Aha! Kulturalna, syf że mi w jaja! Mnie, o braciszkowie moi, muzyka zawsze tak naostrzyła, że
poczułem się jak sam God Gospod, że tylko łomot tym piorunem i grzmotem, i żeby mi te
mużyki i psiochy tylko wyły w mojej ha ha ha władzy. A jak sobie opluskałem niemnożko ryja i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl