[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pani Józefina nie mogła nic zrozumieć i trzeba było zrezygnować z próby wytłumaczenia
jej sytuacji. Niepodobna zaś było wtajemniczać ją we wszystko, zważywszy naiwność sta-
ruszki. Ograniczył się też do zakomunikowania jej, że prawdopodobnie zbankrutuje i że
wówczas nie zostanie mu innego wyjścia poza palnięciem sobie w łeb. Na jej przerażone
okrzyki odpowiedział, że w każdym razie zostawia u pewnej zaufanej osoby pieniądze dla
niej, kwotę, która powinna wystarczyć jej do końca życia. Nie należy jednak do tego nikomu
absolutnie przyznawać się, gdyż pieniądze wówczas jej odbiorą.
 W razie mojej śmierci otrzyma je mama natychmiast  zakończył  ale pod warunkiem,
że zastosuje się bezwzględnie do wskazówek pana Blumkiewicza.
Zdążył jeszcze do domu przed wyjazdem Krystyny. Podróżne sportowe ubranie jeszcze
bardziej uwydatniało kształtność jej postaci. Była podniecona i z trudem hamowała objawy
radości. Wszystko wydawało się jej teraz już załatwione.
 Wiesz, Pawle  mówiła ściskając jego ręce  że wszystko uda się wybornie. O, ja wie-
działam, że jeżeli tylko zechcesz, zawsze znajdziesz sposób ratunku.
 Dziewczyno  reflektował ją  jesteśmy zaledwie w początku, nie kuśże losu!
 O, niczego się nie boję. I wiesz co?... To przecie wcale nie będzie twoją klęską! Wów-
czas, gdy wszyscy będą myśleli, że skończyłeś rachunki z życiem ostatecznym deficytem, że
przegrałeś i sam sobie wymierzyłeś sprawiedliwość, ty będziesz zawsze miał możność po-
wrotu. O, Pawle, wszystko będzie dobrze... Jakaż ja jestem szczęśliwa!...
Nic na to nie odpowiedział. Sam widział piętrzące się trudności, które mogą uniemożliwić
wykonanie ryzykownego planu. W miarę zbliżania się godziny odejścia pociągu coraz nie-
spokojniej spoglądał na zegarek. Należało liczyć się z potknięciem się zaraz na początku.
Paszporty mogły wydać się w konsulacie belgijskim podejrzane. Ktokolwiek mógł na fotogra-
fii poznać Pawła, chociaż zdjęcie było wyjątkowo doń niepodobne. Może Blumkiewicz został
już aresztowany, może...
Na szczęście zdążył w porę, paszporty nie wzbudziły niczyich podejrzeń, wszystkie wizy
były w porządku. Dokumenty stwierdzały tożsamość obywateli belgijskich państwa Marcele-
go i Katarzyny Duval, prawowitego małżeństwa, utrzymującego się z własnych funduszów.
Krystyna starannie ukryła swój paszport na dnie walizki. Była bardzo ciekawa, w jaki sposób
Blumkiewicz zdołał je uzyskać, lecz na opowiadanie nie tylko nie było czasu, lecz i Blum-
kiewicz czuł się osłabiony nerwowo do tego stopnia, że tylko bezsilnie machnął ręką, nie-
zdolny do mówienia.
Dla ostrożności Paweł nie odprowadzał Krystyny na pociąg. Zresztą sam musiał przygo-
tować się do podróży. Początkowo zamierzał spalić wszystkie papiery, które z chwilą krachu
oczywiście znajdą się w rękach władz. Zrezygnował jednak z tego. Należałoby również
zniszczyć całe laboratorium, służące do podrabiania dokumentów, wielkie zapasy najróżno-
rodniejszych pieczęci, no i drukarenkę. Poza tym podobne kompromitujące pracownie miał
także i w kilku innych miastach. Na usunięcie wszystkiego nie starczyłoby zatem czasu i le-
piej było zostawić to ku tym większej zgrozie ludzkości.
Nie bez satysfakcji myślał o tym monstrualnym skandalu, jaki rozpocznie się po jego śmierci.
Grzebanie w jego spuściznie zajmie światu dobrych parę miesięcy. Właściwie mówiąc dzienniki
na tej sensacji zrobią porządne pieniądze i powinny by wypłacić mu grubą prowizję!
Najbardziej cieszyła jednak Pawła myśl, że wielu idiotów, wierzących w dogmaty bez-
względnych wartości, jego własna afera  najuczciwszego człowieka świata przekona może
wreszcie, że jedyną istotną wartością jest nasze przeświadczenie, że każda prawda ma sens
wyłącznie subiektywny.
121
Zastanawiał się nawet, czy nie zostawić czegoś w rodzaju testamentu, zapisującego ludz-
kości coś znacznie cenniejszego niż fikcyjne miliardy: receptę na ich zdobywanie!
Jeżeli porzucił tę myśl, to po pierwsze dlatego, że nic go ludzkość nie obchodziła, a po
drugie gdzieś na dnie tliła się w nim przecież nadzieja, że kiedyś zjawi się znów na arenie,
kiedyś, kiedy zapomną o Pawle Dalczu i z równą gotowością będą mogli przyjąć pana Mar-
celego Duval!
Przed wieczorem wraz z Blumkiewiczem, który dość często towarzyszył mu w charakterze
sekretarza, odleciał do Wiednia. Blumkiewicz nie cierpiał podróży samolotem, gdyż zawsze
odchorowywał najkrótsze dystansy. W wypadkach jednak, gdy Paweł musiał mieć przy sobie
kogoś absolutnie godnego zaufania, rad nierad trzeba było mu towarzyszyć. A tym razem,
tym... ostatnim razem, równało się to konieczności.
Telegraficzne zamówienie hotelowego apartamentu dla Pawła Dalcza odniosło przewi-
dziany skutek. Już na lotnisku czekali dwaj dziennikarze, a w hallu hotelowym zebrało się ich
kilkunastu. Zwłaszcza w ostatnich czasach powtarzało się to stale. Zwykły czytelnik gazet,
gnębiony kryzysem, domagał się od swoich dzienników oceny położenia gospodarczego, otu-
chy lub po prostu przepowiedni, pochodzÄ…cych z najmiarodajniejszych ust wielkich finansi-
stów, przemysłowców, milionerów. A któż mógł być miarodajniejszy niż sam Paweł Dalcz,
potentat trzęsący gospodarstwem świata, bogacz, jakiego dotychczas nie znała Europa, ge-
niusz ekonomiczny, który zaćmił wszystkich amerykańskich miliarderów, ba, stał się dumą
starego kontynentu.
Co on myśli o kryzysie, jak zamierza z nim walczyć, jakie widzi środki zaradcze, czy może
sam jest jego sprawcą dla jakichś dalszych celów, niezrozumiałych dla zwykłego śmiertelni-
ka? Jak wygląda, jaką ma minę, po minie można wnioskować o stanie jego interesów, a jego
interesy to przecie byt milionów ludzi! Jak się zachowa, czy zechce udzielić wywiadu, co
powie?
Niektórzy z dziennikarzy znali już Blumkiewicza i zaraz go zaatakowali. Blumkiewicz
jednak milczał uparcie, a po upływie kwadransa oznajmił, że prezes Dalcz udzieli prasie zbio-
rowego wywiadu, który wywoła wielką sensację.
I rzeczywiście po spożyciu kolacji prezes Dalcz zjawił się w czytelni hotelowej. Wyglądał
dość mizernie, sam zresztą na początku zaznaczył, że jest przemęczony i dlatego prosi, aby go
nie nużono pytaniami, a zadowolono się tym, co powie. Wszystkie głowy pochyliły się nad
notesami, ołówki gorączkowo zapisywały każde słowo.
 Kryzys obecny nie jest, według mego zdania  mówił dobitnie Paweł  wynikiem proce-
su organicznego, lecz zamętem, wywołanym przez dojście do kulminacyjnego punktu nieod-
powiedzialnej polityki gospodarczej różnych państw. Jest wynikiem rozprzężenia psychicz-
nego w masach i braku kierownictwa u góry. Oczywiście, obecne przesilenie ekonomiczne
przyniesie i zostawi po sobie znaczne straty, oczywiście, wiele przedsiębiorstw nie zdoła
podnieść się z dzisiejszej ruiny. Nie należy jednak przesadzać. Całość struktury gospodarczej
zostanie zachowana. Twierdzę z całym naciskiem, że większość jest do uratowania i uratowa-
na będzie. Zależy to od opanowania sytuacji przez czynniki najbardziej zainteresowane. Opa-
nowanie takie może polegać jedynie na udzieleniu pomocy organizmom najsłabszym i pod-
daniu kontroli niepoczytalnych odruchów doraznych, w rodzaju ceł prohibicyjnych, stosowa- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl