[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szył na ratunek, przeciskając się między zwierzętami, gnał ranny. Niech ktoś zadzwoni po doktora. I niech powiedzą,
w stronę syna i atakującej krowy. Kiedy Mali pózniej o tym że to pilne.
myślała, zawsze najbardziej dziwiło ją to, że Johan mógł
Mali biegiem wróciÅ‚a na schody i poprosiÅ‚a Ingeborg, że­
działać z taką szybkością. Wpadł między szalejącą krowę
by zatelefonowała po doktora. I powiedziała, że czas nagli,
i dziecko, chwycił malca i po prostu rzucił go do Mali,
Johan może być w bardzo ciężkim stanie.
a wtedy Kolia zaatakowała jego. Parskając z wściekłości,
Mały Sivert wył i wyrywał się do matki, Mali jednak nie
tratowaÅ‚a go i bodÅ‚a. Mali udaÅ‚o siÄ™ schwycić kurtkÄ™ MaÅ‚e­
zwracała na niego uwagi. Czym prędzej wróciła do Johana.
go Siverta, przycisnęła go do siebie i pobiegła w stronę
- Może najlepiej go nie ruszać - powiedział Sivert. - To
schodów. Stanęła tam kompletnie sztywna ze strachu,
może mu sprawiać jeszcze wiÄ™kszy ból. Nie wiemy, jak cięż­
z wrzeszczÄ…cym dzieckiem w objÄ™ciach, i patrzyÅ‚a, jak kro­
ko jest ranny. Posiedz tu przy nim.
wa taÅ„cuje nad Johanem, który leży na ziemi zdany na Å‚a­
- A ty gdzie idziesz?
skę zwierzęcia. Widziała, że objął rękami głowę i zwinął się
- Przyniosę fuzję i zastrzelę Kolię - odparł z goryczą. -
niemal w kłębek.
Zanim narobi jeszcze więcej szkód.
MiaÅ‚a wrażenie, że cala wieczność minęła, zanim parob­ -To byÅ‚a moja wina - pÅ‚akaÅ‚a Mali. - Nie powinnam
cy przybiegli z kijami i krzyczÄ…c, bijÄ…c i kopiÄ…c oszalaÅ‚Ä… kro­
była...
wę, odpędzili ją od Johana.
- Zapomnij o winie - uciÄ…Å‚ Sivert. - Tutaj chodzi o rato­
-Wpędzcie krowy do środka, -krzyknął Sivert do wanie życia.
parobków - a Kolię pognajcie za spichlerz, trzeba ją usunąć.
Mali usiadła na trawie i głowę Johana ostrożnie ułożyła
Pochylił się nad nieruchomą postacią na ziemi. Boże
sobie na kolanach. Krew ciekła mu z nosa, miał rany na
drogi, myślała Mali, Johan nie żyje! Poświęcił życie, by
twarzy i na rękach. Jedna noga leżała w dziwnej pozycji,
uratować mojego syna, a to wszystko moja wina. Zęby
Mali domyślała się, że to złamanie. Jak bardzo poza tym był
dzwoniÅ‚y jej gÅ‚oÅ›no, ledwo zauważyÅ‚a, że sÅ‚użące przybie­
poszkodowany, trudno powiedzieć, tu trzeba doktora. Lo­
gły na pomoc.
dowatymi, drżącymi rękami delikatnie głaskała jego rzad-
138
139
kie włosy, a łzy nieustannie spływały jej po twarzy.
chowałby się tak samo, gdyby wiedział, że Mały Sivert jego
On uratował życie jej synka i nawet nie pomyślał, że sam
synem nie jest. Tego nie wiedziała. Jedyne, co wiedziała na
może zostać zabity. Pochyliła twarz ku tej bladej, zakrwa-
pewno, to to, że zrobił to, co zrobił, bo kocha Małego Siver-
wionej twarzy i jęknęła głośno.
ta bardziej niż własne życie. Mali poczuła, że zalewa ją fala
- Johan - szeptała wolno. - Johan, słyszysz mnie?
wielkiej czułości do tego człowieka leżącego na ziemi.
I Johan z wolna zaczął otwierać oczy. Trochę trwało,
- Co powiedziałaś? - wymamrotał tuż przy jej uchu. -
nim zdołał coś zobaczyć, ale nagle spojrzał na nią całkiem
Zdawało mi się, że mówiłaś...
przytomnie. Próbował się poruszyć, ale jęknął z bólu.
- Kochany - wyszeptała ponownie Mali i pocałowała go
- Mały Sivert - wyszeptał popękanymi wargami. - Co...
ostrożnie w zakrwawione czoło. - Ty go uratowałeś, Johan.
z Małym Sivertem?
Mimo że sam mogłeś zginąć...
- UratowaÅ‚eÅ› mu życie - szepnęła Mali. - Jest trochÄ™ po­
- Przecież to mój syn - odpowiedziaÅ‚ z wyraznym wysiÅ‚­
obijany i przestraszony, ale myślę, że nic złego mu się nie
kiem. - On jest moim synem...
stało. Uratowałeś mu życie, Johan - powtórzyła ochryple.
- Tak, to jest twój syn - Mali zaniosła się szlochem. -
Przytuliła twarz do niego i głaskała go delikatnie po
I ja... nigdy ci nie zapomnÄ™ tego, co dzisiaj zrobiÅ‚eÅ›. Ko­
włosach.
cham cię - dodała cicho.
- To byÅ‚a moja wina - pÅ‚akaÅ‚a cicho. - WeszÅ‚am do do­
Johan przez chwilÄ™ leżaÅ‚ caÅ‚kiem bez ruchu. Mali wy­
mu, żeby mi się chleb nie spalił...
prostowała się przerażona, myślała, że może skonał. Ale on
- No, no - uspokajał ją Johan. - %7łeby tylko Małemu Si-
patrzyÅ‚ na niÄ…. Widać byÅ‚o, że bardzo cierpi, mimo to w je­
vertowi nic się nie stało, to...
go oczach pÅ‚onęło jakieÅ› niezwykÅ‚e Å›wiatÅ‚o. Po lewym po­
- Ale ty jesteś ranny - szeptała Mali. - Kolia mogła cię
liczku spłynęła samotna łza.
zabić. Johan, kochany...
- %7łe też dane mi było usłyszeć, jak mówisz do mnie
Nie zastanawiała się, że takich słów nigdy przedtem
w ten sposób - powiedziaÅ‚ cichutko. I nagle opadÅ‚ w jej ra­
mu nie mówiÅ‚a. Ani nad tym, że siedzi oto przy mężu, pod­
mionach. Przez chwilę, która zdawała się nie mieć końca, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl