[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stojącym pod sklepem samochodem dostawczym. Jędrek wychylił się, żeby lepiej przyjrzed się
osobnikowi przed domem Piechaczowej. Poznał go od razu. To był Tomek, prawa ręka Zydla. Stał oparty
o ścianę budynku i palii papierosa. Wyglądał jak ktoś, kto po prostu nie ma nic ciekawszego do roboty,
tylko stad i palid. Ale o tej porze nic nie mogło byd zwyczajne.
- To chłopak z bandy Zydla - szepnął do przyjaciół.
- Co on tu robi? - zdziwiła się Ania.
- Chyba się domyślam - powiedział Jędrek i serce zabiło mu mocniej. A jeśli cały plan wezmie w łeb, jeśli
zawiedzie Jakuba, księgę i samego siebie? - Aniu, czy można podejśd do kurnika od innej strony?
-Można, ale trzeba przełazid przez płot. To trudniejsza droga.
- Nieważne. Podejdzmy tam i zobaczmy, co się dzieje.
Ania dała znak Piotrkowi i Jędrkowi, żeby szli za nią. Ukryci pod osłoną nocy znowu biegli pochyleni
wzdłuż budynków, tym razem klucząc małymi uliczkami. Dziewczynka prowadziła ich pewnie, jakby
przemierzała tę trasę każdej nocy. Wreszcie znalezli się na tyłach poczty i stanęli przy wysokim
ogrodzeniu.
- Po drugiej stronie jest już ogród Piechaczowej.
- A czy można tam wejśd tak, żeby nikt nas nie widział?
- Tak - odparła Ania po chwili zastanowienia. - Tam na koocu, tuż przy ogrodzeniu, rośnie stara wiśnia.
Jeśli przeskoczymy właśnie tam, nikt nas nie zauważy.
131
- To chodzmy - zdecydował Jędrek.
Wchodzenie na wysokie ogrodzenie okazało się trudniejsze, niż myśleli. Tym bardziej że musieli
zachowywad się cicho, jak przystało na uczestników tajnej akcji. Najpierw na płot wszedł Piotrek, usiadł
na nim okrakiem i wyciągnął rękę po Anię. Z trudem się podciągnęła, ale zaraz potem znowu osunęła się
na ziemię, łamiąc jakąś suchą gałązkę. Zamarli. Wokół panowała jednak cisza.
- Jejku, trzymaj siÄ™ mnie - szepnÄ…Å‚ Piotrek.
Ania spróbowała jeszcze raz i tym razem się udało - usiadła na płocie obok Piotrka, który wyciągnął dłoo
po Jędrka, ale ten pokręcił głową.
-Ja sam... - Podskoczył, złapał się górnej części płotu i zręcznie podciągnął.
Po chwili byli już w ogrodzie.
- Teraz musimy byd cicho - przejął dowodzenie Jędrek. Kucnęli przy starej wiśni. W tym miejscu nikt nie
mógł ich
widzied. Byli niewidoczni i dla tego, kto byłby w ogrodzie, i tego, kto patrzyłby na nich z okna kamienicy.
Gdy ich oczy przyzwyczaiły się już do ciemności, bez trudu mogli rozpoznad teren. Z lewej strony był
kurnik, potem klomby z kwiatami, a nieco dalej mały ogródek warzywny.
- Muszę wejśd do tego kurnika - powiedział Jędrek.
- Po co?
-Potem wszystko wam wyjaśnię. Zostaocie tutaj. W razie czego dajcie znak.
- Taki może byd? - Piotrek ułożył dłonie w tubkę i zahuczał cicho jak sowa.
- Tak, tylko głośniejszy - uśmiechnął się Jędrek.
Już miał wyjśd zza wiśni i pobiec do kurnika, gdy nagle usłyszeli jakieś głosy. Dochodziły właśnie z
kurnika. Były ściszone, ale jednak na tyle głośne, że rozumieli każde słowo.  Jesteś pewny, że tutaj go
zostawiłeś?" - zapytał ktoś znie-
132
cierpliwionym tonem.  Tak, do cholery, nie mogłem nigdzie indziej" - odpowiedział ktoś inny i w jego
głosie dało się wyczud zdenerwowanie. Potem nastąpiło jakieś szuranie, coś obsunęło się z trzaskiem.
 Chodzmy stąd, bo zaraz nas nakryją" - powiedział pierwszy głos.  Muszę go znalezd" - upierał się ten
drugi.  Ja idę" - powiedział stanowczo pierwszy głos.  Dobra, przyjdę tutaj jeszcze raz, a niech to...". -
Właściciel zguby zaklął pod nosem, zły, że akcja się nie powiodła. Drzwi kurnika skrzypnęły i uchyliły się.
W świetle księżyca dzieci zobaczyły wykrzywioną ze złości twarz Wojtka Zydla. Jego kompan wyszedł
zaraz po nim, rozejrzał się i dał znak, że droga wolna. Piotrek z Anią siedzieli w napięciu, prawie nie
oddychając, ale Jędrek, mimo emocji, lekko się uśmiechnął. Zydel z kolegą cicho przeszli w stronę
wyjścia. Kiedy ucichły już odgłosy ich kroków, trójka przyjaciół odczekała jeszcze dla pewności kilka
minut.
- Zydel, a więc to on zabrał te kury - szepnęła Ania.
- On - potwierdził Jędrek.
- Czego szukał?
- Czegoś, czego ja teraz poszukam - odpowiedział wymijająco Jędrek.
Przyszła pora na główną częśd akcji. Jędrek wstał i schylony niczym żołnierz podbiegł do kurnika. Stanął
przy samych drzwiach i spojrzał w okna kamienic. Niektóre były uchylone, noc była bowiem ciepła,
prawie parna, ale w żadnym z nich nie paliło się światło. Mieszkaocy spali spokojnie, nieświadomi tego,
że na dole, w ogrodzie, rozgrywa się decydujący moment ekspedycji. Jędrek zaczerpnął powietrza,
otworzył drzwi i wszedł do środka.
Dopiero na miejscu wyjął z kieszeni latarkę i oświetlił pomieszczenie. Kurnik był właściwie zwykłą
komórką zaadaptowaną na potrzeby hodowli kur. Do ściany przytwierdzone były żerdki,
prawdopodobnie prowizoryczne grzędy, a na
133
podłodze leżało siano i mnóstwo piór. Wszędzie unosił się pył sienny i Jędrkowi zakręciło się w nosie. Z
trudem powstrzymał kichnięcie. Niepokoił się trochę, czy światło latarki nie przedostaje się poza
komórkę, ale Ania i Piotrek nie alarmowali, więc na razie wszystko szło dobrze. Z lewej strony
znajdowały się mała drabinka, jakiś kosz wiklinowy i kupka siana.
Jędrek rozglądał się po komórce, ale nigdzie nie było tego, czego szukał. Narastało w nim rozczarowanie.
Spodziewał się, że zaraz po wejściu odniesie sukces i będą mogli wrócid do domów. Odsunął kosz,
przeczesał siano. Bez efektu.  On tu musi byd" - pomyślał. Na kolanach zaczął sprawdzad każdy
centymetr komórki. Robił to dokładnie i metodycznie. Krzywił się, gdy natrafiał na ptasie odchody, i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl