[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w gardle. Ktoś podsunął piersiówkę. Nie patrząc łykałem łapczywie. Po chwili doszedłem do
siebie, podniosłem się z ziemi.
 Nie ma Hioba, nie ma pięknej Heleny  szepnęła Kasja.  I, jak mówiłeś, nie ma zlej
miłości, są tylko złe czyny.
 Tak Hiob powiedział. Otrułaś go!
 Nie, przysięgam. Muchy nie potrafię zabić.
 Dlaczego więc cię oskarżył?
 Z dumy. Wstydził się samobójstwa.
Uwierzyłem Kasji, z tego powodu też bym nisko głowę nosił. Uwierzyłem, bo kto nie
uwierzy kobiecie, która dzieli twój smutek. A może uwierzyć chciałem? Wciąż kołatały mi w
uszach ostatnie słowa Hioba:  nie ma złej miłości, tylko nasze czyny nie zawsze są dobre .
Gorzka poezja. Cud metafory.
45
Wieczorem Kasja odprowadziła mnie na prom. Załadunek jeszcze się nie rozpoczął, ale
chief był już na rampie. Podszedłem do niego.
 Kapitan anulował wyrok?  zapytałem.
Uniósł brwi, szarpnął sumiastego wąsa i przyjrzał mi się uważnie, jak psychiatra:  Skąd
takie brednie?
 Ludzie mówią.
 Nic się nie zmieniło, Piotrze. Mamy czas, powiadają.
 Czy już wiadomo, kto wykona wyrok?
Kiwnął głową i znowu szarpnął sumiastego wąsa. Wyciągnął fajkę, i przekładając ją z ręki
do ręki spojrzał wreszcie na mnie:
 Pierwszy elektryk. Uradzono, że najlepiej będzie potraktować cię prądem. Jak za
oceanem. Pełna kultura. Krzesło elektryczne już gotowe.
 A datÄ™ ustalono?
 W ostatnim dniu przed zmianą.  Zniżył głos:  Jeśli chcesz pomogę ci zwiać.
Rozmawiałem o tym z radzikiem. Zgodził się. Głosował za, ale jest przeciw. Mamy chody,
możemy przemycić cię do Patagonii.
 Dzięki, chiefie, ale nie skorzystam. Tu, czy tam  ten sam szafot.
 Namyśl się, my ze szczerego serca.
Wróciłem do Kasji.
 Dobre wieści  skłamałem.  Szmat życia przed nami.
 Wreszcie coś ludzkiego usłyszałam  odrzekła z uśmiechem
A ja w tym momencie zdębiałem. Piękną Helenę zobaczyłem, więc ze zdumienia
przecierałem oczy. Na podeście trapu stała. Zoczyła mnie, uśmiechnęła, przywołała ręką.
Pobiegłem w jej stronę, słysząc za sobą złorzeczenia Kasji.
46
ROZDZIAA XIII
Kurczy się moja droga. Jutro egzekucja. Dopiero jutro. Dzisiaj Kopenhaga  baśnie
Andersena, Rasputin i Stalin. Od rana depczą po piętach, dwukrotnie starali się przemienić
mnie w szczura. Nie zdołali.
Powyżej uszu mam tej ucieczki, niepewności, życia z godziny na godzinę. Póki co jest
jeszcze piękna Helena i koniak. Gdyby nie one, dawno bym wyszedł z poezji. A wtedy raz
dwa  i byłbym gryzoniem. Z koniakiem się nie rozstaję. Piersióweczkę mam zawsze przy
sercu. Trochę boję się siedzieć w kabinie. Heleny nie ma, z przemytem chodzi, na kosmetyki
zarabia, jakąś ekstrawagancję chce sobie kupić. Bez piękna strach. Grisza po korytarzach się
włóczy. Dlatego siedzę tu, w holu, obok recepcji. Tu ludzie przewijają się nieustannie. Tylko
z piciem gorzej. Kiedy chcę sobie łyknąć muszę iść do toalety.
 Uważaj, Stalin  ostrzegła Basia, recepcjonistka.
Sięgnąłem po butelkę, bez trików i uników. Wszyscy się na Kobę gapili. Oczy
wytrzeszczali i bledli. Stalin nie podszedł do mnie. Zatrzymał się przy Marioli, podając plik
papierów. Przejrzała je dokładnie.
 Mam Merca  krzyknęła dziko, ze spazmem.  Najnowszy model. Mam swoje
marzenie!
 Uspokój się  skarcił uradowany Generalissimus i ścisnął jej rękę tak mocno, że
przysiadła z bólu.  Podpisałaś pakt, więc rób, co ci kazałem. Nie baw się nędznym
przemytem.  ZerknÄ…Å‚ spod oka w moim kierunku i zniknÄ…Å‚ na sekcji dziobowej.
 Przegoń ją od siebie  szepnęła Basia wskazując na Mariolę.  Trzymaj się od niej z
daleka, całą noc hulała z Griszą. Zwiństwo szykuje. Nie mogę patrzeć na Twoją mękę. Chodz,
pod serce schowam, tam ciÄ™ nikt nie odnajdzie.
 Taka moja dola, Basiu, psi los, sam muszę sobie poradzić.
W holu pojawił się chief. Skinął głową. Podszedłem. Wcisnął mnie w kąt. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl