[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dąb roześmiał się drwiąco na tę uwagę.
 He, he, zazdrościcie mi, kochasie, zielonej szaty, która mnie otula od stóp do głowy, gdy
tymczasem wy, biedaki, świecicie nagimi członkami na wietrze i mrozie.
Ale rośliny nie przestawały straszyć Toni, malując w najczarniejszych barwach los, który
sobie zgotuje, jeżeli odważy się pójść na bal elfów.
Orzech turecki ostrzegał ją, żeby unikała spotkania z dworzanami królowej elfów. Elfy
były w ostatnich czasach szczególnie zle usposobione skutkiem nieuleczalnej choroby Zło-
29
cienia. Królewicz Złocień przybył ze wschodu i cierpi na ciężką chorobę sercową, której ob-
jawem jest niezdolność do zakochania się. Biedny królewicz wędrował z kraju do kraju, po-
znawał wszędzie tysiące najpiękniejszych dziewic, ale żadna nie zdołała rozgrzać jego serca.
Kiedy przybył na dwór królowej w Leśnym Parku, królowa była pewna, że jedna z jej córek
uleczy królewicza  ale jego lekarz nadworny, obowiązany badać serce jego królewiczow-
skiej mości, po przedstawieniu mu każdej damy nieustannie potrząsał głową, mrucząc:  Zim-
ne, zupełnie zimne . Królowa elfów czuła się tym tak dotknięta, że najpierw skazała cały
dwór na płacz dziewięciominutowy, a następnie poleciła nałożyć ośle czapki wszystkim boż-
kom miłości i zagroziła, że ich póty nie zdejmie, póki zamarznięte serce księcia nie odtaje
najzupełniej.
 Ach, muszę zobaczyć te bożki w tych ślicznych oślich czapeczkach!  zawołała Tonia i
pędem pobiegła ku pałacowi królowej elfów, licząc, że uda jej się wypatrzyć z któregoś kątka
nieszczęsnych pokutników.
Bez trudu odnalazła drogę wiodącą do placu zabaw, bo elfy zaznaczają plac ten szerokim
kołem ze wstążki. Zcieżki wiodące do pałacu wyścielają również wstążkami, bo dbają bardzo
o to, żeby goście nie przemoczyli obuwia. Dziś wszystkie ścieżki wysłane były wstążkami
czerwonymi  a kolor ten odbijał ślicznie na niepokalanej bieli śniegu.
Tonia biegła czas dłuższy, nie mogąc nigdzie wypatrzyć żadnego efla, gdy raptem na jed-
nej ze ścieżek ukazał się cały orszak. Elfy szły ku niej, tak jakby już opuściły pałac królewski.
Tonia spiesznie przykucnęła na śniegu, a ramionka podniosła w górę, udając, że jest krzesłem
ogrodowym. Orszak przesunął się tuż koło niej. Przodem jechało sześciu rycerzy na koniach,
za nimi postępowała piękna dama, której długi tren niosło dwóch zgrabnych pazików. Na
trenie tym spoczywało niby w kolebce cudnej urody dziewczątko  w ten bowiem sposób
podróżują u elfów księżniczki krwi. Szatki księżniczki tkane były ze złota, ale najpiękniej ze
wszystkiego wyglądała jej szyja błękitna, od której stokroć piękniej niż od białej szyi odbijał
wspaniały naszyjnik brylantowy. Tylko damy z najwyższej arystokracji osiągają tę niezwykłą
ozdobę, szczypiąc się do krwi i malując nią szyję. Nie możecie sobie wyobrazić, jakie to
piękne, chyba żeście widzieli kiedy popiersia dam wystawione w oknach jubilerów.
Tonia zmiarkowała zaraz, że jakaś wielka przykrość spotkała elfy, bo cały orszak przy-
trzymywał palcami dziurki nosów, co zwykle robią elfy, kiedy im się na płacz zbiera. Zapew-
ne lekarz stwierdził raz jeszcze, że serce królewicza Złocienia jest  zimne, bardzo zimne!
Kiedy orszak elfów ją minął, Tonia pobiegła aż do miejsca, gdzie wstążka czerwona była
przerzucona na podobieństwo mostu ponad wyschniętą kałużę. W dołek ten wpadło jakieś
młode dziewczątko i w żaden sposób wydrapać się na górę nie mogło. Kiedy Tonia nadbiegła
jej z pomocą, głupiątko zlękło się jej bardzo, ale uspokojone serdecznymi słowami Toni
wskoczyło na jej rączkę i w okamgnieniu siedziało już na jej kolanach, szczebiocąc, że się
nazywa Czarnobrewka, że jest śpiewaczką uliczną i że przybyła z daleka, pragnąc przedsta-
wić się królewiczowi Złocieniowi na dzisiejszym balu i popróbować, czy nie udałoby się jej
uleczyć jego serca.
 Wiem dobrze, że nie jestem wcale pięknością  mówiła dalej, a Toni zrobiło się bardzo
przykro, bo rzeczywiście mała śpiewaczka, jakkolwiek bardzo milutka, ale odziana w nędzne
sukienki, wyglądała bardzo niepozornie, milczała więc nie wiedząc, co jej odpowiedzieć.
 Myślisz pewnie, że królewicz nie zechce nawet spojrzeć na mnie  szepnęła żałośnie
Czarnobrewka.
 Ależ nie... myślałam właśnie, że twoja buzia jest domowego wyrobu...  żywo zaprze-
czyła Tonia i zaczerwieniła się mocno, bojąc się, czy Czarnobrewka nie obrazi się za to okre-
ślenie.
Na szczęście przypomniała sobie pewną historię o swoim ojcu i wystawie gwiazdkowej.
Ojciec Toni wybrał się pewnego razu na wystawę gwiazdkową urządzoną na cel dobroczyn-
30
ny. Na wystawie tej można było za opłatą szylinga oglądać najpiękniejsze damy z całego
Londynu. Kiedy powrócił do domu, uściskał mamę Toni i rzekł:
 Powiadam ci, kochanko, że człowiek dopiero wtedy coś wie o piękności, kiedy nareszcie
ujrzy taką miłą buzię domowego wyrobu.
Tonia powtórzyła zdanie ojca Czarnobrewce, która nie posiadała się z radości, bo pewna
była teraz, że królewicz się w niej zakocha. Szybko zeskoczyła z ręki Toni na ścieżkę wysłaną
czerwoną wstążką i pobiegła ku pałacowi, wołając jeszcze ku Toni, żeby nie ważyła się iść
dalej, bo królowa elfów mogłaby jej zrobić coś złego.
Ale Tonia pragnęła tak bardzo zobaczyć zabawę elfów, że nie zważając na ostrzeżenie pu-
ściła się za Czarnobrewką. Wkrótce dojrzała oślepiającą łunę świetlną, bijącą pod kopułą
siedmiu kasztanów hiszpańskich. Tonia podsunęła się, jak mogła najbliżej, i przykucnąwszy
za pieńkiem drzewa, patrzyła. Na wysokości dorosłego człowieka unosił się nad  czarodziej-
skim kręgiem elfów żywy baldachim świetlny, utworzony z ogromnej ilości robaczków
świętojańskich. Tysiące elfów przyglądało się zabawie z zajęciem. Ale że stały w cieniu,
drobne ich postacie wyglądały bardzo szaro i niepozornie w porównaniu z cudnymi istotkami,
uwijającymi się po  czarodziejskim kręgu .
Tonia nie mogła wprost pojąć, że serce królewicza może pozostać nieczułym wobec tylu
cudnych twarzyczek. A jednak tak było niezawodnie. Aatwo to było poznać po kwaśnych
minach królowej i dam dworu (choć udawały biedaczki, że sobie z tego nic nie robią). Twarz
młodego królewicza tchnęła śmiertelnym znudzeniem. Gdy mu przedstawiano najcudniejsze
damy, królewicz niedbałym gestem dawał znak, że mogą się oddalić, a nieszczęsne odcho-
dziły zalewając się gorzkimi łzami.
Tonia widziała również napuszonego doktora, ciągle badał serce królewicza i jak papuga
wywrzaskiwał ciągle to samo słowo. Strasznie jej było żal maleńkich bożków miłości, bo ile
razy doktor zawrzeszczał:  Zimne! Ciągle zimne! , biedactwa, postawione za karę w ciem-
nym kącie i w oślich czapkach na głowie, przykucały z przestrachu, jakby każdy z tych wyra-
zów był uderzeniem bata.
Trochę była zdziwiona i rozczarowana, że Piotruś nie brał udziału w uroczystości. Muszę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl