[ Pobierz całość w formacie PDF ]

której macie się kierować. Tam będziecie na mnie czekać przez dwa miesiące. Je-
śli przed upływem tego czasu zlokalizuje was Fundacja, to ten mikrofilm zawiera
mój raport.
 Gdybym jednak  w jego głosie pojawił się posępny ton  nie powró-
cił w czasie dwóch miesięcy, a statki Fundacji nie odkryły was, to ruszajcie na
Terminusa i wręczcie kapsułkę czasową jako mój oficjalny raport. Rozumie pan?
 Tak, sir.
 I nigdy nie wolno ani panu, ani nikomu innemu z załogi powiedzieć nic
ponad to, co jest w tym raporcie. Na żaden temat.
 A jeśli będą nas przesłuchiwać?
 Nic nie wiecie.
 Tak, sir.
I na tym skończyła się rozmowa, a pięćdziesiąt minut pózniej od burty  Odle-
głej Gwiazdy odbiła kosmiczna łódz ratunkowa.
10
Onum Barr był starym człowiekiem, zbyt starym, aby się czegokolwiek oba-
wiać. Od czasu ostatnich rozruchów mieszkał samotnie na skraju posiadłości,
z książkami, które udało mu się wydobyć z ruin. Nie miał niczego, co bałby się
stracić, a już najmniej dbał o te resztki życia, które mu jeszcze pozostały, więc
bez strachu spojrzał w twarz intruza.
 Drzwi były otwarte  rzekł obcy. Miał dziwną, szorstką wymowę, a na
biodrze, co nie umknęło uwagi Barra, kołysała się dziwna, wykonana z błękitnej
144
stali broń. W półmroku panującym w niewielkim pokoiku Barr zauważył również
lekko jarzący się ekran ochronny otaczający sylwetkę przybysza. Odparł znużo-
nym głosem:
 Nie ma powodu, żeby były zamknięte. Czy chcesz czegoś ode mnie?
 Tak.
Obcy nadal stał pośrodku pokoju. Był wysokim, potężnie zbudowanym męż-
czyznÄ….  To jedyny dom tutaj.
 To bezludne miejsce  zgodził się Barr  ale na wschód stąd znajduje się
miasto. Mogę wskazać drogę.
 Za chwilę. Mogę usiąść?
 Jeśli krzesło wytrzyma  rzekł poważnie starzec. Krzesła również były
stare. Były pamiątkami lepszych czasów.
Obcy rzekł:
 Nazywam się Hober Mallow. Przybywam z odległej prowincji.
Barr kiwnął głową i uśmiechnął się.
 Twój język zdradził cię od razu. Jestem Onum Barr z Siwenny. . . niegdyś
patrycjusz Imperium.
 A więc to jest Siwenna. Mam stare mapy.
 Muszą rzeczywiście być stare, skoro pomyliłeś pozycje gwiazd.
Barr siedział nieruchomo, a oczy jego gościa zasnuły się mgłą zadumy. Barr
zauważył, że jądrowy ekran ochronny otaczający jeszcze niedawno przybysza
znikł, i pomyślał gorzko, że jego osoba nie może już zaimponować obcym. . . na-
wet  bez względu na to, czy dobrze to czy zle  wrogom.
Powiedział:
 Mój dom jest ubogi, a zasoby mam mizerne. Mogę się z tobą podzielić,
jeśli twój żołądek zniesie czarny chleb i suszoną kukurydzę.
Mallow potrząsnął głową.
 Dziękuję, już jadłem i muszę zaraz iść. Potrzebuję tylko wskazówek, jak
dotrzeć do centrum rządowego.
 To nic trudnego i przy całej mojej biedzie nic mnie nie kosztuje. Chodzi ci
o stolicÄ™ planety czy sektora Imperium?
Oczy przybysza zwęziły się.
 A czy to nie jedno i to samo? Czy to nie Siwenna?
Stary patrycjusz wolno pokiwał głową.
 Tak, Siwenna. Ale Siwenna nie jest już stolicą Sektora Normanicznego.
Zwiodły cię twoje stare mapy. Gwiazdy mogą nie zmieniać się przez wieki, ale
granice polityczne są płynne.
 To niedobrze. Prawdę mówiąc, to bardzo zle. Czy nowa stolica jest daleko
stÄ…d?
 Jest na Orshy II. Dwadzieścia parseków stąd. Twoja mapa wskaże ci drogę.
Bardzo jest stara? J
145
 Ma sto pięćdziesiąt lat.
 Aż tyle?  starzec westchnął.  Wiele się zmieniło od tamtej pory. Sły-
szałeś coś o tym?
Mallow wolno potrząsnął głową.
Barr rzekł:
 Masz szczęście. Z wyjątkiem okresu panowania Stannella VI były to złe
czasy dla prowincji, a Stannell VI zmarł pięćdziesiąt lat temu. Od tamtego czasu
nic tylko przewrót za przewrotem i ruiny.
Barr zaczął się zastanawiać, czy nie staje się gadatliwy. Wiódł życie samotnika
i rzadko miał okazję, żeby z kimś porozmawiać.
Mallow rzekł nagle ostro:
 Ruiny? Mówisz tak, Jakby prowincja była pogrążona w nędzy.
 Może nie w skali bezwzględnej. Minie dużo czasu, nim zużyją się zasoby
naturalne dwudziestu pięciu planet pierwszej klasy. Ale w porównaniu z bogatym
poprzednim stuleciem nisko upadliśmy i, jak dotąd, nic nie wskazuje na to, żeby ta
sytuacja miała się zmienić. Dlaczego to wszystko tak cię interesuje, młodzieńcze?
Bardzo się ożywiłeś. . . oczy aż ci się świecą.
Handlarz nieomal się zarumienił, gdy starzec zajrzał mu zbyt głęboko w oczy
i uśmiechnął się na widok tego, co w nich zobaczył.
Powiedział więc:
 Jestem handlarzem stamtąd  z obrzeża Galaktyki. Zlokalizowałem parę
starych map i wyleciałem, żeby zdobyć nowe rynki. Jest zupełnie naturalne, że
niepokoi mnie wiadomość o biednych prowincjach. Nie można zdobyć pieniędzy
tam, gdzie ich nie ma. A jak ma siÄ™ rzecz z SiwennÄ…?
Starzec pochylił się do przodu.
 Nie potrafię powiedzieć. Może nawet jeszcze teraz niezle prosperuje. Ale ty
i handlarz? Bardziej wyglądasz mi na człowieka walki. Trzymasz rękę w pobliżu
broni, a na szczęce masz bliznę.
Mallow szarpnął głową.
 Tam, skÄ…d przybywam, nie bardzo przestrzega siÄ™ prawa. Walki i blizny sÄ…
wliczone w koszta mojego zawodu. Ale walka ma sens tylko wtedy, kiedy jej uko-
ronowaniem są pieniądze, a jeśli uda się je zdobyć bez walki, to tym lepiej. Otóż
interesuje mnie czy znajdę tu dosyć pieniędzy, żeby warto było o nie walczyć.
Myślę, że ta walka okaże się dosyć łatwa.
 Dosyć łatwa  zgodził się Barr.  Możesz przystać do niedobitków Wi-
scarda w Czerwonych Gwiazdach. Chociaż nie wiem, czy to, co oni robią, na-
zwałbyś walką czy piractwem. Albo możesz się zaciągnąć do armii miłościwie
nam panującego wicekróla  panującego miłościwie dzięki mordom, gwałtom,
grabieżom i słowu nieletniego imperatora, zresztą tuż po daniu tej obietnicy za-
mordowanego w całym majestacie prawa.
146
Twarz patrycjusza poczerwieniała. Przymknął oczy, a gdy je otworzył, jarzyły
siÄ™ niczym ognie.
 Wygląda na to, że nie żywisz zbyt przyjaznych uczuć do wicekróla, patry-
cjuszu Barr  rzekł Mallow.  A jeśli jestem szpiclem?
 Jeśli jesteś szpiclem  powtórzył Barr gorzko.  Co możesz mi zabrać?
 wskazał wychudłą dłonią puste wnętrze rozpadającego się dworu.
 %7Å‚ycie.
 Aatwo by mi przyszło je oddać. I tak żyję o pięć lat za długo. Ale nie
jesteś człowiekiem wicekróla. Gdybyś nim był, to może, mimo wszystko, instynkt
samozachowawczy zamknÄ…Å‚by mi usta.
 Skąd wiesz, że nie jestem? Starzec roześmiał się.
 Jesteś podejrzliwy. Założę się, że myślisz, iż próbuję zwabić cię w pułapkę
i zadenuncjować. Nie, nie. Polityka już mnie nie obchodzi.
 Już nie? Czy człowieka kiedykolwiek przestaje obchodzić polityka? A sło-
wa, którymi opisałeś wicekróla, to co? Morderstwa, grabieże i tak dalej. Nie był to
obiektywny opis. W każdym razie nie taki, jaki dałbyś, gdyby cię nie obchodziła
polityka.
Starzec wzruszył ramionami.
 Wspomnienia ranią, jeśli nadejdą nagle. Posłuchaj i sam osądz. Kiedy Si-
wenna była stolicą prowincji, byłem patrycjuszem i członkiem senatu. Pochodzę
ze starego, ogólnie szanowanego rodu. Jeden z moich przodków był. . . no, mniej-
sza z tym. Miniona chwała jest mizerną pociechą.
 Z tego, co mówisz, wnoszę, że miała tu miejsce wojna domowa albo rewo-
lucja. Twarz Barra pociemniała.
 W tych czasach zepsucia wojny domowe sÄ… chlebem powszednim, ale Si-
wenna trzymała się od tego z daleka. Pod rządami Stannella VI prawie powróciły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl