[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skuć się i rozebrać i wypięła się do przyjęcia klapsów, wszystko to, zanim zdecydowała się
ich wezwać? Jak by to zabrzmiało w sądzie?
Nie. Nie wezwie policji. Wiedziała teraz, że jest daleko od świata policji, adwokatów,
oskarżeń o napaść; tkwi głęboko w innym wymiarze bardzo podobnym do tego, w którym
żyła dotychczas. Tylko reguły różniły się. "Posłuszeństwo jest prawem" - powiedział dr
Hazel.
Wyciągnęła czyste ubranie, które goście zostawili dla niej: podkoszulek, który ściskał jej
biust, szorty, które nie były tym rodzajem ubrania jakie wybrałaby, aby założyć na bolące
pośladki, małe, białe skarpetki i znajome tenisówki. Zauważyła, że zabrali poprzedni strój do
prania - cóż za troskliwość z ich strony! - ale zostawili czarny, jedwabny szalik i kajdanki. A
ponieważ miała ich dość, więc zostawiła je tam, gdzie leżały i zeszła na dół do samochodu.
Wyglądała teraz przez okno taksówki i przyglądała się mijanemu krajobrazowi. Ukradkowo
wsunęła rękę za siebie, dłonią ku górze, delikatnie macając pupę. Największy ból ustał,
31
pozostało tylko pulsujące uczucie ciepła. Gdyby ją zapytano, musiałaby przyznać, że nie jest
właściwie nieprzyjemny, jest czymś takim, jak ból nóg po długim, meczącym spacerze.
Podobnie czuła się po saunie i masażu w Sztokholmie: zmaltretowana, a zarazem w błogim
nastroju.
Miała jednak nadzieję, że nikt jej nie zapyta o samopoczucie.
- Możesz otworzyć okno, jeśli masz ochotę - powiedział.
Josephine otworzyła okno. Słońce rozlało się po jej twarzy, nagich ramionach i udach.
Powietrze było wypełnione zapachem kwiatów, soków drzewnych, pulsującej zielenią trawy.
Droga wiła się, wznosiła i opadała. Nie było dużego ruchu. Josephine patrzyła na pasące się
owce, dzikie krzewy rosnące na poboczu. W oddali traktor wspinał się na wzgórze pod
niewiarygodnym kÄ…tem.
Taksówka zwolniła i opuściła szosę, zjeżdżając na skraj pola.
- Dlaczego zatrzymujemy się? - spytała Josephine.
- To taki miły, miejscowy zwyczaj - odpowiedział taksówkarz.
Obrócił się na siedzeniu i oparł o okienko.
- Czy zabrałaś swój szalik? - zapytał.
-Co?
- Dr Hazel mówił, że masz ze sobą czarny szalik. Masz go?
- Nie - powiedziała Josephine. - Zostawiłam go w hotelu. Nikt nie powiedział, że powinnam...
Przerwała.
Uczucie zimna ogarnęło jej żołądek. Poczuła, że szybciej oddycha.
- No cóż, kochanie - powiedział miękko. - Wobec tego będziemy musieli improwizować,
prawda?
- My? - spytała Josephine.
Taksówkarz otworzył drzwi ze swojej strony.
- Musimy - oświadczył. Wysiadł i otworzył jej drzwi.
- Chodz - powiedział i łagodnie ujął jej rękę, pomagając wysiąść z auta.
Stała na ziemi, mrużąc oczy w blasku słońca. Słyszała dobiegające spośród drzew krakanie
wron. Słychać je było z bardzo daleka.
Za to kierowca znajdował się bardzo blisko. Naprawdę blisko.
Nagle uświadomiła sobie jego siłę, jego zwykłą, fizyczną wielkość. Potężna, owłosiona klatka
piersiowa wyglądała spod zielono-białej koszuli, a szczupłe ramiona przywykłe tylko do
kierownicy, wyraznie z nią kontrastowały.
Josephine próbowała powstrzymać drżenie, ukryć je. Nic nie skłoniłoby jej do przyznania się,
jak bardzo ją onieśmielał.
- Spodziewam się, że nie masz nic na sobie - powiedział łagodnie.
- Tylko to, w czym stoję - odparła.
Przebierał palcami, bawiąc się swoim kolczykiem. Mierzył ją wzrokiem od stóp do głowy.
Wykorzystała szansę, by mu się przyjrzeć: spłaszczony profil, dzikie włosy, siła pleców i
ramion. Jego usta miały przyjemny zarys. Biło od niego ciepło. Nagle uświadomiła sobie, że
to co czuła nie było strachem. To było pożądanie.
Nie jej typ. Zupełnie nie był w jej typie. Ale to nie było ważne.
- Będziemy czegoś potrzebować - powiedział, przerywając jej zamyślenie. Wskazał na nią
palcem. - Zdejmij podkoszulek - powiedział.
Josephine wciągnęła gwałtownie powietrze, wpatrując się w niego. To było tak, jakby czytał
w jej myślach. Czy mógł? Czy wpadła w ręce jakiegoś gangu nadludzi, którzy umieli czytać
w myślach zwykłych śmiertelników?
- No, dalej - powiedział, całkiem łagodnie. Josephine poczuła, że się czerwieni.
-Ja...
Spojrzał w lewo i w prawo, wzdłuż drogi.
32
- Nikt nie zobaczy - zapewnił ją. - Tutaj - dodał, oddalając się od niej i wykonując zza
taksówki gest w kierunku pola, -Możesz pójść tam i zanurkować za żywopłot, jeśli wolisz.
Po tym, co dzisiaj już przeszła, troska o jej skromność była bardziej poniżająca niż samo
żądanie. Josephine została tam, gdzie była. Skrzyżowała ramiona, uchwyciła dół podkoszulka
i przeciągnęła go ostrożnie przez głowę. Jej biust był znowu wolny: kołysał się
nieskrępowany materiałem.
Wyciągnęła ramiona z rękawów. Bez słowa wręczyła mu podkoszulek. Z kieszeni spodni
wyciągnął mały scyzoryk.
Josephine stała przy drodze, z rękami założonymi na piersiach, podczas gdy on prędko
wycinał szeroki pas z dolnej części podkoszulka. Gdy skończył, oddał go jej.
Przeciągnęła go znowu przez głowę. Nigdy na nią nie pasował. Teraz ledwo przykrywał jej
biust.
Pozwoliła mu zawiązać kawałek białego, bawełnianego materiału wokół głowy i zasłonić
oczy. Czuła, jak jego zwinne ręce zawiązują supeł z tyłu.
"Przypuszczalnie zaraz przejedzie tędy jakiś samochód - pomyślała. - Ciekawe, co pomyślą
sobie na nasz widok .
A co powinni pomyśleć?
Stał tuż za nią. Czuła na szyi jego oddech.
- Teraz powiedz mi uczciwie - zamruczał - czy widzisz cokolwiek?
Materiał był cienki. Josephine widziała światło i cień, ale nie mogła rozróżnić szczegółów.
- Nie - odpowiedziała.
Podszedł i stanął przed nią. Był jedynie ciemnym kształtem, wypełniającym całe jej pole
widzenia.
- Czy widzisz moją twarz? - zapytał.
- Nie - odparła. - Nie mogę jej dojrzeć. Ledwo widzę pasy na twojej koszuli. I jeśli
musiałabym zgadywać, powiedziałbym, że masz rude włosy.
Zrobił ruch dłonią w poprzek jej twarzy i nachylił się bliżej.
- A jakiego koloru są moje oczy? - zapytał miękko.
- Zielone - odpowiedziała Josephine. Domyśliła się, że zdjął słoneczne okulary.
- Widzisz je? - spytał z przestrogą w głosie.
- Nie - odpowiedziała. - Widziałam je przedtem.
Teraz, gdy zawiązał jej oczy, poczuła się dziwnie rozluzniona. Uspokoiło ją to, jak kiedyś,
gdy podróżując autostopem jako nastolatka, wsiadła do samochodu z mężczyzną, który
prowadził nadzwyczaj szybko, wręcz niebezpiecznie, aby wywrzeć na niej wrażenie. Nie
zaimponował jej w ten sposób, ale wiedziała, że nie może na niego wpłynąć by zwolnił. Tak
więc, złożyła swój los w jego ręce.
Ten mężczyzna, taksówkarz, jeśli rzeczywiście nim był, okłamał ją, wprowadził w błąd, ale
nie miało to większego znaczenia. Wszystko to było częścią normalnego świata. W tym
świecie fakt, że stoi na pół nago, z zawiązanymi oczami, w nieznanym miejscu, nabrał dla
niej szczególnego sensu, gdyż zaufała mu. Było to jak spacer w ciemnościach, małymi
kroczkami, jeden za drugim; musiała wierzyć, że bez względu na wszystko, nie pozwoli jej
upaść.
Pocałował ją.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- brytfanna.keep.pl
L. J. Smith Świat Nocy 02 . . . , Anioł Ciemności, . . [cała]
Hawthorne Rachel Strażnik Nocy 03 Nów Księżyca
GR1000.Radley_Tessa_Rozkosze_jednej_nocy
Donita K Paul [DragonKeeper Chronicles 02] DragonQuest (pdf)
Annabel Joseph Deep In The Woods (pdf)
Orwig Sara Kryjówka Finnegana