[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ted wstąpił do Grupy Oksfordzkiej[Oxford Group - katolicki odłam wyłoniony z Kościoła
anglikańskiego] - dorzucił Melchett.
- Zgadza się. Nawrócił się, postanowił postąpić właściwie i przyznał się do oszustwa. Nicch
pan tylko pamięta, że to mogła być sprytna sztuczka. Może uznał, iż go podejrzewają, więc
zaryzykował i odegrał skruchę.
- Macie bardzo sceptyczne nastawienie, Slack - ocenił pułkownik Melchett. - A tak na
marginesie, rozmawialiście z panną Marple?
- A co ona ma z tym wspólnego?
- Właściwie nic. Ale wszystko słyszy, rozumiecie. Może wybierzecie się do niej na
pogaduszki? To bardzo bystra dama.
Slack zmienił temat.
- Miałem się pana o jedno zapytać. Chodzi mi o dom sir Roberta Abercrombie, gdzie zmarła
pracowała w młodości. Skradziono tam biżuterię. Zniknęły szmaragdy warte grubą forsę.
Nigdy ich nie odzyskano. Sprawdziłem to. %7łona Spenlowa, wtedy młoda dziewczyna,
pracowała u nich w tym czasie. Chyba nie była w to zamicszana? Spenlow należał do tych
jubilerów za pensa, wie pan, mógł być paserem.
Melchett potrząsnął głową.
- Raczej nic w tym nie ma. Wówczas nawet go nie znała. Pamiętam tę sprawę. Według
policji w kradzież zamieszany był syn, Jim Abercrombie, młody hulaka. Miał długi, a
wkrótce po kradzieży wszystkie spłacił. Wspominano a jakiejś bogatej kobiecie. Sam nie
wiem. Stary Abercrombie robił trochę trudności, próbował odwołać policję.
- Tak tylko się zastanawiałem - wycofał się Slack.
Panna Marple z zadowoleniem powitała inspektora Slacka, zwłaszcza kiedy usłyszała, że
przysłał go pułkownik Melchett.
- To naprawdę miło ze strony pułkownika Melchetta. Nie wiedziałam, że mnie pamięta.
- I to bardzo dobrze. Powiedział mi, że jeśli pani nie wie o czymś, co zdarzyło się w St Mary
Mead, to rzecz nie jest warta uwagi.
- Jakie to miłe. Ale ja naprawdę nic nie wiem. To znaczy o tym morderstwie.
- Wie pani, co mówią ludzie.
- No tak, ale przecież nie ma sensu powtarzać pustej gadaniny.
Slack powiedział z przebłyskiem geniuszu:
- Widzi pani, nasze spotkanie nie jest oficjalne. Porozmawiajmy, jakby to rzec... w zaufaniu.
- To znaczy, że naprawdę chce pan usłyszeć, co mówią ludzie? Czy nie ma w tym nic z
prawdy?
- Właśnie.
- No cóż, rzeczywiście sporo plotkowano. Mamy dwa przeciwne obozy, jeśli mnie pan
rozumie. Otóż niektórzy uważają, że winny jest mąż. W pewnym sensie mąż czy żona są
oczywistymi podejrzanymi, prawda?
- Być może - powiedział ostrożnie inspektor.
- %7łyją tak blisko siebie. Dalej mamy pieniądze. O ile wiem, pani Spenlow była bogata,
dlatego też mąż skorzysta na jej śmierci. Obawiam się, że na tym podłym świecie najgorsze
podejrzenia najczęściej się sprawdzają.
- Rzeczywiście dostanie ładną sumkę.
- No właśnie. Można by przyjąć, że ją udusił, opuścił dom tylnymi drzwiami, przemknął się
tutaj przez pole, pytał o mnie udając, że do niego dzwoniłam, a potem wrócił i  odkrył", że w
czasie jego nieobecności zamordowano żonę. Miał nadzieję, że zbrodnia przypisana zostanie
jakiemuś włóczędze albo włamywaczowi. Inspektor przytaknął.
- Jeśli wezmiemy pod uwagę pieniądze... i jeśli małżonkowie nie żyli ze sobą dobrze...
Lecz panna Marple przerwała mu:
- Ale tak nie było.
- Jest pani pewna?
- Wszyscy wiedzieliby o kłótniach Spenlowów. Ich służąca, Gladys Brent, wkrótce
powiadomiłaby każdego w St Mary Mead.
- Może nie wiedziała - zasugerował nieśmiało inspektor i zamiast odpowiedzi otrzymał pełen
politowania uśmiech.
Panna Marple ciągnęła dalej:
- Teraz drugi obóz. Ted Gerard. Przystojny młody człowiek. Wie pan, obawiam się, że uroda
zwykle wpływa na nas bardziej, niż byśmy sobie tego życzyli. Ted to nasz poprzedni wikary.
Osiągnął wręcz magiczny efekt! Wszystkie dziewczęta przychodziły do kościoła, i to
zarówno na poranne, jak i na wieczorne nabożeństwo. Wiele starszych pań zaangażowało się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl