[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nogę w kostce. Nawet Stephen Lane brał udział w zabawie, a jego długa szczupła
sylwetka co i raz migała Poirotowi między głazami. Pan Blatt nie wysilał się zbytnio,
zadowolił się rzucaniem zachęcających okrzyków i fotografowaniem poszukujących.
Gardenerowie i Poirot usiedli statecznie na skraju drogi i natychmiast z ust
pani Gardener popłynął miły, monotonny monolog, przerywany od czasu do czasu
posłusznymi  tak, kochanie jej małżonka.
- ...zawsze czułam, a pan Gardener zgadza się ze mną, że robienie zdjęć może
być udręką. To znaczy, jeżeli nie robi się ich w gronie przyjaciół. Ten pan Blatt
pozbawiony jest całkowicie delikatności. Po prostu podchodzi do każdego, zagaduje i
pstryka zdjęcia, a to - jak powiedziałam panu Gardenerowi - jest w bardzo złym tonie.
Tak powiedziałam, prawda Odellu?
- Tak, kochanie.
- Na przykład, to grupowe zdjęcie, które zrobił nam na plaży. Uważam, że
powinien był najpierw zapytać o pozwolenie. Właśnie wtedy panna Brewster
wstawała, a nie każdy lubi być fotografowany w takich dziwacznych pozach.
- Zwięta racja -- przyznał pan Gardener z uśmiechem.
- A zaraz potem pan Blatt, nie pytajÄ…c nikogo o zdanie, rozdaje odbitki.
Zauważyłam, że panu też dał. panie Poirot.
Poirot skinął głową.
- Wysoko sobie cenię to grupowe zdjęcie.
- A niech pan spojrzy na jego dzisiejsze zachowanie... - ciągnęła pani Gardener
- głośne, hałaśliwe, ordynarne. Powinien pan był zostawić go w hotelu, panie Poirot.
- Niestety, madame, byłoby to niezwykle trudne - szepnął Herkules Poirot.
- No cóż, ma pan rację. Ten człowiek wszędzie się wpycha. Brak mu
delikatności.
W tej samej chwili dochodzące z dołu okrzyki dały znać, że odkryto wejście
do Groty Skrzata. Wkrótce wszyscy znowu wsiedli do samochodów i pod
kierownictwem Poirota ruszyli w drogÄ™. Zostawili auta w dogodnym miejscu, skÄ…d
ścieżką zeszli po zboczu pagórka aż do uroczego zakątka przy strumieniu. Przez
strumień biegła wąziutka kładka z desek. Pani Gardener bała się trochę przejść po
niej, ale pan Gardener i Poirot zdołali przemóc jej obawy i wkrótce wszyscy znalezli
się w uroczym zakątku na wrzosowisku. Dzięki Bogu. nic było tam kłujących
jałowców i łączka wprost idealnie nadawała się na piknik. Pani Gardener usiadła na
ziemi i natychmiast zaczęła ze swadą opowiadać o swych doznaniach podczas
przeprawy przez strumień. Nagle rozległ się cichy okrzyk. Emily Brewster stała
pośrodku kładki z zamkniętymi oczyma i chwiała się niebezpiecznie. Patrick Redfern
i Poirot pobiegli na ratunek.
- Dziękuję, dziękuję - burknęła zawstydzona Emily. - Nie potrafię przejść nad
płynącą wodą. W głowie mi się kręci. To głupie.
Nakryto do lunchu i rozpoczął się piknik. Wszyscy się dziwili w duchu, że
wycieczka okazała się tak przyjemna. Każdy skrycie pragnął uciec od atmosfery
podejrzeń i grozy, a tu, pośród szmeru płynącej wody, powietrza przesyconego
łagodną wonią torfowisk i ciepłych barw paproci i wrzosów, świat zbrodni,
policyjnych dochodzeń i podejrzeń zdawał się nierealny. Nawet pan Blatt zapomniał,
że ma być duszą i sercem towarzystwa. Po lunchu usnął sobie na boku, pochrapując
od czasu do czasu.
Gdy piknik dobiegł końca i pakowali koszyki, wszyscy odczuwali
wdzięczność dla Poirota i gratulowali mu doskonałego pomysłu. Słońce zaczęło się
już chować za horyzont, gdy powracali wąskimi krętymi dróżkami. Ze szczytu
wzgórza górującego nad Leathercombe widzieli przez chwilę wyspę i stojący na niej
biały hotel. Był to widok pełen spokoju i niewinności. Nawet pani Gardener
powiedziała tylko:
- Naprawdę dziękuję panu, panie Poirot. Czuję się tak spokojnie. To cudowne.
II
Gdy zajechali, na powitanie wyszedł im major Barry.
- Cześć. Miło było? - zapytał.
- O, tak - odpowiedziała pani Gardener. - Wrzosowiska tak piękne, że nie da
się tego opowiedzieć. Tak angielskie i staroświeckie. Powietrze cudowne i ożywcze.
Powinien się pan wstydzić, że z lenistwa został pan w hotelu.
Major zachichotał.
- Jestem za stary na siadanie na ziemi i objadanie siÄ™ kanapkami.
Z hotelu wybiegła nieco zdyszana pokojówka. Herkules Poirot rozpoznał
Gladys Narracott. Wahała się przez chwilę, a pózniej podeszła szybko do Christine
Redfern.
- Przepraszam panią, ale jestem trochę zaniepokojona tą młodą panienką.
Panną Marshall. Zaniosłam jej teraz herbatę i nie mogłam się jej dobudzić... Wygląda
tak jakoÅ› dziwnie.
Christine rozejrzała się bezradnie. Poirot natychmiast znalazł się u jej boku.
Ujął jej łokieć i poradził:
- Chodzmy na górę zobaczyć, co się dzieje. Wspięli się szybko po schodach i
pobiegli korytarzem do pokoju Lindy. Od pierwszego rzutu oka dostrzegli, że dzieje
się coś złego. Twarz dziewczynki miała niezdrową barwę, a oddech był niemal
niedosłyszalny. Poirot ujął jej nadgarstek, by zmierzyć tętno. W tej samej chwili
dostrzegł kopertę opartą o lampę na nocnym stoliku. Zaadresowana była do niego.
Do pokoju wszedł pospiesznie kapitan Marshall.
- Co się dzieje z Lindą? Co jej jest? - spytał. Przerażona Christine Redfern
zaszlochała cicho. Herkules Poirot odwrócił się od łóżka.
- Niech pan sprowadzi lekarza, natychmiast - powiedział. - Lękam się, bardzo
się lękam, że może być za pózno.
Wziął list i rozerwał kopertę. Wewnątrz była kartka papieru z kilkoma
linijkami schludnego, uczniowskiego pisma.
Myślę, że to najlepsze wyjście. Niech pan poprosi Ojca, żeby mi przebaczył.
Myślałam, że będę zadowolona... ale nie jestem. Bardzo wszystkiego żałuję.
III
Marshall, Redfernowie, Rosamund Darnley i Herkules Poirot zebrali siÄ™ w
salonie hotelowym. Czekali w milczeniu. Otworzyły się drzwi i wszedł doktor
Neasden. Powiedział krótko:
- Zrobiłem wszystko, co mogłem. Może wyjdzie z tego... ale muszę panu
powiedzieć, że nie ma wiele nadziei.
Twarz Marshalla zesztywniała, oczy jego stały się lodowatobłękitne.
- Skąd to wzięła? - zapytał.
Neasden powtórnie otworzył drzwi i skinął ręką. Do pokoju weszła
pokojówka. Płakała.
- Proszę nam powtórzyć, co pani zobaczyła. Pociągając nosem dziewczyna
rzekła:
- Nie myślałam... ani przez chwilę nie myślałam, że dzieje się coś złego...
chociaż dziewczynka dziwnie wyglądała. - Doktor przerwał jej niecierpliwym gestem,
więc pokojówka zaczęła od nowa. - Była w pokoju tej pani... pani Redfern. Stała przy
umywalce i trzymała akurat w ręku małą buteleczkę. Spłoszyła się, kiedy weszłam.
Pomyślałam, że to dziwne, że bierze tak rzeczy z pani pokoju, ale oczywiście mogło
to być coś, co pani pożyczyła. Powiedziała tylko  Właśnie tego szukałam i wyszła.
- Moje proszki nasenne - wyszeptała Christine.
- Skąd o nich wiedziała? - spytał szorstko doktor Neasden. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl