[ Pobierz całość w formacie PDF ]

droga pani York smyczy siÄ™ nie dotknie. I gdzie ona
w ogóle jest? Powinna czuwać przy mężu. Poić go gorącą
herbatą, nagotować rosołku, wsunąć mężulkowi termofor
pod kołdrę.
Cholera, przecież powinnam być tu pół godziny temu!
RS
- ZamierzaÅ‚em wypuÅ›cić psy do ogródka mojej brato­
wej. Czyli dałbym dwie plamy.
Bratowa? Nie żona? Moje serce wykonało radosny
skok. Znów dowód, że facet na mnie działa, co było jednak;
dziwne. W konkursie na największego ponuraka miesiąca
- a nawet roku  Gabriel York byłby w ścisłej czołówce.
- Dwie?
- Tak. Pierwsza to wstanie z łóżka, co może spowo-
dować wydÅ‚użenie siÄ™ okresu rekonwalescencji pod da­
chem bratowej, a druga - to zbezczeszczenie świętego
ogródka.
- Rozumiem.
Czyli uzyskałam obraz całości. Ta kobieta nie jest jego
żoną i nie pała do niego sympatią. Więcej, ona w ogóle
siÄ™ nim nie przejmuje.
- Panno Harrington, czy pani zawsze się spóznia?
- Naturalnie, że nie! - zaprzeczyÅ‚am gwaÅ‚townie, obu­
rzona do żywego jego sugestią, nawet jeśli była tak bliska
prawdy. - Wyszłam z domu o właściwej porze, niestety
w drodze pojawił się pewien problem.
- Szczegóły są nieistotne, panno Harrington. Po prostu
się zastanawiam, czy nie umawiać się z panią pół godziny
wcześniej. Wtedy będzie nadzieja, że zjawi się pani, zanim
Percy i Joe przegryzÄ… drzwi pralni.
W kącikach oczu Gabriela pojawiły się drobniutkie
zmarszczki, jakby zapowiedz uśmiechu. Niestety uśmiech
się nie pojawił, widomy znak, że Gabriel przypomniał
sobie, jak bardzo jest wkurzony. Ale mnie wszystko była
rybka, najważniejsze, że nie zadzwonił do Lodowatej
z prośbą o przysłanie kogoś innego.
RS
- Naprawdę nie ma potrzeby, panie York. Może już
zabiorÄ™ psy, bo bardzo siÄ™ niecierpliwiÄ….
- Owszem. Po wczorajszym dniu zostały skazane na
areszt w pralni. - WyciÄ…gnÄ…Å‚ z kieszeni cieplutki, nagrza­
ny jego ciałem klucz i położył mi na dłoni. - Proszę, to
klucz do tylnych drzwi w suterenie. - W czarnych oczach
coś błysnęło, mogłabym przysiąc, że wesoła iskierka. -
Zwykle są zamknięte, ze względu na włamywaczy...
Godzina spędzona w towarzystwie psów niesamowicie
podnosiła na duchu. Percy i Joe, wypuszczone na wolność,
śmignęły między drzewa. Szalały z radości, trudno było
nie cieszyć się razem z nimi. I jakoś tak się stało, że psy
same wyznaczyły kierunek marszu przez Battersea Park.
Niestety ku jeziora, a tu naturalnie nastąpiła powtórka
wczorajszego polowania na kaczki.
Dwie płowe błyskawice runęły do wody, po chwili
Percy powrócił z piórami w pysku. A więc sprawa była
jasna. Percy i Joe to psy myśliwskie, nijak niepasujące do
eleganckiej, snobistycznej dzielnicy Belgravia. Takie psy
potrzebujÄ… przestrzeni i powinny mieszkać na wsi. W in­
nych okolicznościach natychmiast bym zaproponowała,
że zabiorę je do mojego domu rodzinnego, prawdziwego
psiego raju, gdzie nikt siÄ™ nie przejmuje Å›ladami na dywa­
nie ani zadrapaniami na drzwiach. Mama, kiedy dzwoniła,
nie pytała się o człowieka, z którym spędziła trzydzieści
lat swego życia, lecz o swoją starą spanielkę. Biedne psi-
sko trzymało się jakoś, ale tęskniło rozpaczliwie.
Zamrugałam, zaskoczona łzą.
Niezależnie od polowania na kaczki, w parku było cud-
RS
nie, nic więc dziwnego, że kompletnie straciłam poczucie
czasu. W końcu jednak, obryzgana błotem i absolutnie
szczęśliwa jak oba psy, dałam sygnał do odwrotu.
Szczęście nigdy nie trwa długo.
Gabriel York z nieciekawym wyrazem twarzy czatował
na nas przy tylnych drzwiach.
- Co tak długo?! Myślałem już, że...
- %7łe psy mi uciekły?
- Najważniejsze, że wróciła pani cała i zdrowa. Panno
Harrington, a może one pani nie sÅ‚uchajÄ…? ProszÄ™ powie­
dzieć, wtedy ja...
- Nie ma żadnych problemów. Bardzo mi przykro, że pan
się niepokoił, ale nam po prosto nie chciało się wracać do
domu. Było świetnie. Chociaż... - Poszperałam w kieszeni
i wyciągnęłam piórka. - Nie wiem, czy prawo zezwala na
polowanie na kaczki w miejskich parkach. Ten leniwy, tłusty
londyński kaczorek uszedł z życiem w ostatniej chwili. Liczę
na pana, panie York, gdyby trzeba było wyciągać mnie za
kaucją. Proszę powiedzieć, jaka to jest rasa?
- Saluki, czyli charty perskie. Mają doskonały wzrok.
Przepraszam, powinienem paniÄ… uprzedzić. WypatrzÄ… zdo­
bycz o wiele wcześniej niż pani.
- Nie mam do pana żalu. Kiedy poznaliśmy się, pan
raczej nie był w stanie myśleć jasno. Teraz też, pozwolę
sobie zauważyć, z panem chyba nie jest najlepiej. Proszę,
niech pan się położy. Wytrę te dwie bestie, potem zrobię
panu gorÄ…cej herbaty. - WyglÄ…daÅ‚ okropnie, jak przysÅ‚o­
wiowe trzy ćwierci do śmierci. Wokół ust pojawiła się
niepokojÄ…ca bladość, dlatego powtórzyÅ‚am polecenie, uru­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl