[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w przelocie. Smakują inaczej niż kiedyś. Houpa%0ńka zamieszała w proporcjach i stężeniu. Ni
z tego, ni z owego wyparował cały żal. Wyklute do połowy marzenia znów zaczynają gramolić
się ze swoich skorupek. Odpycham od siebie deszcz, rozszyfrowuję przyczajone na języku słowa.
Zaczęłam: http://historiarzeczymalych.blogspot.com.
Jutro nauczę się skanować zdjęcia. Te robione zenitem. Przy byle jakim świetle. Ze
szczerbatym uśmiechem. W za małej kurtce. Z dwoma mysimi ogonkami i obitym kolanem
wymazanym jodyną. Na fali endorfinowego haju nie kładę się spać, tylko zabieram do pieczenia
chleba. Na drożdżach, z pestkami dyni i siemieniem lnianym.
Cały czwartkowy wieczór uczę się obróbki zdjęć. Wojtek zagląda raz na jakiś czas, ale nie
komentuje. To, co dla niego jest oczywistością, dla mnie stanowi nie lada wyzwanie.
Wojtek, wiesz co? Gapisz się, zamiast mi pomóc. Wychylam się zza komputera z lekką
irytacją, wypisaną na rozgrzanych policzkach. Co z ciebie za mąż?
Musisz po prostu zdać się na intuicję mądrzy się, zapominając, że ma do czynienia
z technologicznym antytalenciem.
Rzucam mu gniewne spojrzenie.
Do wszystkiego dojdziesz sama zapewnia pospiesznie, próbując podnieść mnie na duchu.
Tylko nie piszczcie, jak nie będzie kolacji& mamroczę ponuro.
Po dwóch godzinach udaje mi się opanować większość tajników. Skanuję slajdy.
Z przepastnej szafy pamięci wyciągam zapomniany kalejdoskop. Mieszam słowa i obrazy,
uwalniając się od Majki i ucząc się jej na nowo. Głód zaciąga mnie w końcu do kuchni. Wojtek
postanowił dowieść swojego kulinarnego talentu, szykując nieprzeciętną sałatkę z awokado,
czerwonej cebuli, pomidorów i rukoli. Kroję wczorajszy, zupełnie świeży chleb. Smaruję grubą
pajdę masłem i w milczeniu wsłuchuję się w gwarny tumult rodzinnego ludku.
W piątek rozsyłam linki do wszystkich, którzy kiedykolwiek zostawili liścik w mojej
elektronicznej skrzynce. Ciekawość zaciąga mnie przed PC-szamana raz jeszcze tuż po
wieczornym myciu zębów. Rozdziawiam gębę, czytając komentarz Baśki:
Jakimś niebotycznym zbiegiem okoliczności trafiłyśmy na siebie w szpitalu. Niespodziewanie
odkryłam w tobie bliską duszę. Spotykałyśmy się. Najpierw często. Potem nasze krótkie spotkania
musiały starczać mi na długo. Teraz, kiedy zaprosiłaś mnie na swojego bloga, zrozumiałam, że
nie mogę żądać, żebyś nadała mojemu życiu szybszy bieg, głębszy sens, byś dodała mu
intensywniejszych barw. Tym wszystkim muszę zająć się sama. Tak jak Ty. Dzięki za inspirację
i czekam na kolejne odcinki historii rzeczy małych.
PS Podobają mi się Twoje zdjęcia. Zwłaszcza to ze szczerbatym uśmiechem.
Wyłączam komputer, gaszę lampkę u blizniaków i otwieram drzwi na balkon. Noc chłodzi
twarz zapachem mięty i poziomek moich ogrodniczych dzieci. Jej czekoladowy napar
gęstnieje, zmieniając się w czysty koncentrat chwili. Zostawiam uchylone drzwi i wskakuję do
łóżka.
CZERWIEC
Tydzień pięćdziesiąty pierwszy
POJEDYNEK POJEDNANIA REVISITED
Siedzę na czeskiej huśtawce, gapiąc się w niebo. Popielaty kożuch chmur rzuca cień na
roślinny ludek z mojego ogródka. Anemiczne gozdziki, pękate piwonie, podwiędnięte główki
sałaty, moje nasączone upałem stopy i buchająca głowa wszyscy jak jeden mąż czekamy na
deszcz. Nie na zwykły deszcz. Na ulewę. Sążnistą i hojną. Zsyłającą przepastne pokłady
naładowanego ozonem, budzącego do życia powietrza. Tak. Potrzebuję burzy. Tej, która pozwoli
znowu oddychać pełnymi haustami. Nie wytrzepię jej z rękawa chmur. Nie. Ta burza wyleje się
prosto z ropnego wrzodu zwanego domem rodzinnym. KnujÄ™ niecny plan zajrzenia w ponure
kąty jamy dzieciństwa. Będzie piknik rodzinny. Z mamą, Iwką, Radkiem i całym zastępem
duchów. Pretekst czające się w zanadrzu trzydzieste piąte urodziny. Miejsce lasek niedzielno-
biwakowy. Czas ten, który lepiej mieć już za sobą.
Wieczorem próbuję znalezć sobie wspólników.
Wojtek, co byś powiedział, jakbym urządziła w sobotę piknik? Kocimi krokami
zakradam się do jaskini i bez ostrzeżenia całuję męża w kark.
Hej, jaki piknik? Odwraca zmęczoną głowę, rzucając mi pytające spojrzenie.
No& Chcę zaprosić mamę, Radka, Iwkę& wyliczam.
Testament będziesz czytać czy co? Ironiczne uniesienie ust zapowiada uruchomienie
złośliwego poczucia humoru.
Możesz być przez chwilę poważny? proszę, szykując sobie wygodne siedzisko na jego
kolanach.
No bo po co wszystkich zapraszać? Chcesz się pobyczyć czy podręczyć?
Wojtkowe kolana robią się nagle kościste i niewygodne.
No przecież to będzie piknik urodzinowy& mamroczę.
Urodziny masz dopiero w środę.
Chyba nie sądzisz, że ściągnę ich wszystkich w środku tygodnia?! wykrzykuję ciut za
głośno i ciut za bardzo nerwowo.
A po co w ogóle ich wszystkich ściągać?
Bo mam nadzieję, że po burzy zmieni się powietrze& burczę.
Majka, prześpij się z tym jeszcze radzi i wzdycha. Chociaż ty i tak zrobisz to, co
będziesz chciała&
Z wdziękiem wiewiórki zeskakuję z mężowskich kolan. Ferment zasiany. Wici puszczone.
Problem tylko w tym, że tym razem nie robię tego, czego chcę, ale to, co zrobić muszę.
Burzowe chmury krążyły nad miastem przez dwa dni. Trzeciego wykipiały w ulewę godną
Noego. W deszczowym szale wyskoczyłam z Zośką i Frankiem do ogródka na krótki, lecz
intensywny masaż metodą kropli deszczowych. Wróciliśmy nabuzowani burzową energią. Przyda
siÄ™ na jutrzejszy pojedynek.
Sobota wyciąga nas ze snu gorącymi palcami słonecznego światła. Na obrusie nieba żadnej
okruszyny chmur. Można by rzec, dzień stworzony do rodzinnych pojedynków. Rozglądam się
w popłochu, ale nie widzę żadnej szafy, w której mogłabym się schować. Chciałoby się pisnąć:
żartowałam, odwołuję . Ale nawarzone piwo cieknie pianką po brodzie. Nie ma wyjścia, trzeba
je wypić. Pierwszy w moim życiu własnoręcznie przygotowany piknik z udziałem duchów
rodzinnych uważam za otwarty.
Menu:
zupa z soczewicy prosto z termosu
kukurydza, ziemniaki i jabłka pieczone w ogniskowym żarze rogaliki z dżemem wiśniowo-
bananowym z pierwszej własnej produkcji
muffinki z czymś , czyli dyniowe z prażoną kaszą jaglaną truskawki bez śmietany,
w posypce poziomkowej, z tegorocznej rabatki
sok z brzozy
wino leczÄ…ce zadry
wino śmiechopędne
Muzyka:
ptasio-owadzia
szeleszczÄ…co drzewna
Dodatkowe atrakcje:
szykowanie drewna i rozpalanie ogniska
zbieranie malin i czego popadnie
moczenie nóg w lodowatym strumieniu
deptanie boso traw
obserwacja stworzeń trawiasto-drzewnych
gaszenie ogniska
Spotykamy się na Aagodnej. Stąd ruszamy w stronę zieleni kołyszącej się na polanie. Jak
można się spodziewać, zaczyna się od kilku serii z rodzinnego kałasznikowa.
Jak już tak bardzo masz ochotę na piknik, to możesz go przecież zrobić w ogródku. Trzy
grosze mamy na poczÄ…tek litanii.
Mamo, pozwolisz, że to ja zdecyduję, gdzie i jak urządzę swoje urodziny? Staram się
zachować spokój, ale czuję, że gromadzi się we mnie już spory zapas trotylu.
Ja się nie wtrącam, ale uważam, że niepotrzebnie wydziwiasz. Robi obrażoną minę.
Mamo, nie znasz Majki? Ona zawsze wydziwia! Iwka przejmuje karabin.
Hej, dajcie spokój, co? Radek przyjechał ze swoją dziewczyną i chyba nie ma ochoty
pokazywać jej naszych rodzinnych rozgrywek. Majka, jak zacznie padać, to najwyżej zwalimy
ci się do kuchni dorzuca, szczerząc zęby do swojej tajemniczej Eli.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fotoexpress.opx.pl
Cervantes Novela de la gitanilla
Cherie Lynn Sweet Disgrace (pdf)
2. Pamić™tniki Wampirów Walka
Greg Bear Songs of Earth 02 The Serpent Mage
Laumer, Keith Al Otro Lado del Tiempo
Furey Maggie Artefakty Mocy 3 Artefakt
Basztowa Ksenia Wampir z przypadku
GR0879.Radley_Tessa_Nowa_dziewczyna