[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie przeskakując z rei na reję znalezli się w końcu na pokładzie.
89
 Czego on się boi? Dlaczego nie użyje potężniejszej magii?  wydusił
z siebie Smiorgan, biegnÄ…c wraz z Elrykiem w stronÄ™ kabiny.
 Wezwałem tego, który dosiada białego konia  odparł Elryk.  Miałem
niewiele czasu, a w dodatku nie mogłem ci nic powiedzieć, bo wiedziałem, że
Saxif D Aan, nie potrafiąc przeniknąć mojego umysłu, postara się odczytać twój.
Drzwi kabiny były zablokowane od wewnątrz. Elryk zaczął roztrzaskiwać je
swym czarnym mieczem.
Te jednak stawiły niespodziewany opór.
 Zapieczętowane magią, a ja nie posiadam dostatecznej mocy, by je otwo-
rzyć  stwierdził albinos.
 Czy on zabije tę nieszczęsną dziewczynę?
 Nie wiem. Być może będzie próbował przenieść ją na inną płaszczyznę.
Musimy. . .
Na pokładzie zadudniły kopyta. Biały ogier stanął dęba tuż za Elrykiem
i Smiorganem. Tym razem w siodle siedział jezdziec, odziany w żółto-purpuro-
wą zbroję. Głowę miał odkrytą, twarz młodzieńczą, chociaż poznaczoną kilkoma
starymi bliznami. Jego oczy były błękitne, a jasne włosy kręcone i gęste.
Zciągnął wodze, osadzając konia w miejscu. Spojrzał przenikliwie na Elryka.
 Czy to ty, Melnibonéaninie, otworzyÅ‚eÅ› przede mnÄ… drogÄ™?
 Tak, ja.
 W takim razie dziękuję ci, chociaż nie jestem w stanie odwdzięczyć się.
 Już to zrobiłeś  odparł Elryk i odciągnął Smiorgana na bok. Jezdziec
pochylił się w siodle, spiął konia i ruszył prosto na drzwi, przebijając je, jak gdyby
były zrobione nie z drewna, lecz z przegniłej bawełny.
Z wnętrza dobiegł przerazliwy krzyk i lord Saxif D Aan, potykając się o zwo-
je swej fantazyjnej złotej szaty wypadł z kabiny. Wyrwał miecz z ręki najbliżej
leżącego trupa i, posyłając Elrykowi spojrzenie pełne nie tyle nienawiści, co oszo-
łomienia i boleści, odwrócił się, by stawić czoło jasnowłosemu jezdzcowi.
Ten zdążył już zsiąść z konia i wychodził właśnie z kabiny, otaczając ramie-
niem trzęsącą się dziewczynę. Drugą ręką trzymał wodze swego wierzchowca.
 Wyrządziłeś mi straszną krzywdę, lordzie Saxifie, ale Gratyeshę skrzyw-
dziłeś jeszcze bardziej. Teraz musisz zapłacić  powiedział młody mężczyzna
z boleścią w głosie.
Saxif D Aan zatrzymał się i wziął głęboki oddech. Gdy ponownie uniósł gło-
wę, jego wzrok był już spokojny, a postawa pełna dostojeństwa.
 Czy muszę zapłacić w pełni?  zapytał.  Tak.
 Zasłużyłem na to  rzekł Saxif D Aan.  Przez wiele lat uciekałem przed
mym przeznaczeniem, ale nigdy nie mogłem pozbyć się świadomości popełnionej
zbrodni. Gratyesha kochała mnie. Nie ciebie.
 Myślę, że do nas obu czuła to samo. Ale w miłość, którą obdarzyła ciebie,
włożyła całą swą duszę. Czegoś takiego nie wymagałbym od żadnej kobiety.
90
 A więc to ty przegrałeś.
 Ty zaś nie wiedziałeś, jak bardzo cię kochała.
 Dopiero. . . dopiero potem. . .
 %7łal mi cię, lordzie.  Młody mężczyzna przekazał dziewczynie wodze
swego konia i wyciągnął miecz.  Jesteśmy przedziwnymi rywalami, niepraw-
daż?
 Czy przez te wszystkie lata znajdowałeś się w Otchłani, dokąd wygnałem
ciÄ™ wówczas, po walce w moim ogrodzie w Melniboné?
 Tak. Tylko mój wierzchowiec mógł za tobą podążać. To koń Terndrika,
mojego ojca, który również byÅ‚ Melnibonéaninem i czarnoksiężnikiem.
 Gdybym to wówczas wiedział, zabiłbym ciebie, a do Otchłani posłał to
przeklęte zwierzę.
 Zazdrość cię zaślepiła, lordzie. Ale teraz możemy stoczyć zaległą walkę,
twarzą w twarz, ostrze przeciw ostrzu. Bitwę o rękę kobiety, która kochała nas
obu. To więcej, niżbyś zasługiwał.
 O wiele więcej  zgodził się czarnoksiężnik. I uniósł miecz, by zadać cios
mężczyznie, którym, jak domyślił się Smiorgan, mógł być tylko książę Carolak
we własnej osobie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl