[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Giuseppe Ferrazzim. Na jej mocy miał przejąć parę ładnych milionów dolarów z
pani firmy. Mam wrażenie, że on bardziej niż pani żałuje waszej porażki.
- Alexandrze! - Wściekła Violetta zwróciła się do swego kochanka.
Alex nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. Wstrząśnięty spoglądał to na
Lucy, to na Maxima.
- Ona jest twoją żoną? - jęknął. - Ależ to nie jest wnuczka Ferrazziego!
- Przedstawiam ci zaginioną przed laty Lucię Ferrazzi - Uśmiech Maxima stał
się lodowaty. - Niestety, nie da się jej uznać za zmarłą. Taki paskudny kaprys losu.
A przecież mogłeś ją mieć. A razem z nią cały ten ogromny majątek.
- Lucy, to nieporozumienie! - zawołał Alex. - Ja ciebie bardzo kocham. I
naszą córeczkę też. Nie możesz mi zabrać Callie...
Callie? Nawet imienia nie chciało mu się zapamiętać! Maximo miał rację.
Przewidział wszystko, z najdrobniejszymi szczegółami.
- Proszę, zabierz mnie stąd - szepnęła do swego męża.
- Co to ma znaczyć? - napadła na Alexa Violetta. - Masz dziecko z tą kobietą?
W dodatku mówisz, że ją kochasz! A przysięgałeś, że tylko mnie kochasz!
- Nie z tobą teraz rozmawiam - zgromił ją Alex - więc milcz. Wybacz mi,
Lucy, błagam - mówił do odchodzącej Lucy. - Zawsze cię kochałem.
- Byłbyś bardzo złym ojcem, Wentworth - stwierdził Maximo. - I mężczyzna
też z ciebie żaden. Chodz, cara. - Wziął od barmana podpisany dokument, schował
go. - Jesteśmy umówieni z adwokatem.
R
L
- Nic z tego! - Głos Alexa z każdym słowem stawał się coraz bardziej histe-
ryczny. - Gdzie masz ten przeklęty papier? Callie jest moją córką! Należy mi się
połowa. Zresztą dla sądu to nie jest żaden dokument. Nie masz świadka, że ja go
podpisałem.
Głos mu się załamał, gdy Violetta rzuciła mu w twarz szklankę z niedopitym
drinkiem.
- Owszem, mam. - Maximo skinieniem głowy pożegnał wściekłą projektantkę
mody. - %7łyczę miłego wieczoru, signora.
Przytulił do siebie wciąż sztywną z bólu Lucy i wyprowadził ją w deszczową
noc, z dala od wrzasków Alexa i jego zdruzgotanej kochanki.
Minęły dwie godziny, odkąd wyszli z gabinetu sędziego, a podniesione głosy
adwokatów Alexa wciąż jeszcze brzmiały w uszach Lucy. Z początku byli nieufni,
potem wściekli, że pomysł uznania dziedziczki Ferrazzich za zmarłą spalił na pa-
newce właśnie w chwili, gdy już byli pewni zwycięstwa. Już nie mogli kupić od
Giuseppe Ferrazziego udziałów jego wnuczki, musieli przyjąć do wiadomości, że
Maximo d'Aquilla stał się właścicielem siedemdziesięciu procent całej firmy, w
związku z czym posiadane przez nich trzydzieści procent stało się całkowicie
bezwartościowe.
- Mamy to wreszcie za sobą, cara - powiedział Maximo, gdy wsiadali do
czekającej na nich limuzyny. - Wygraliśmy, a Wentworth stracił wszystko. Także
pracę i swoją kochankę. Ferrazzi należy do mnie.
Też mi wielkie zwycięstwo, pomyślała Lucy. Dziadek umiera samotny i
opuszczony w zrujnowanej willi, córka straciła ojca... I z czego ja mam się cieszyć?
Ale Maximo promieniał. Napawał się dokonaną zemstą. Lucy nie potrafiła
zrozumieć, jak on może być taki dobry dla niej i jednocześnie okrutny dla biednego
starca.
R
L
Kim jest ten książę d'Aquilla? Czy ja go choć trochę znam? Pewnie nie lepiej
niż znałam Connie Abbott i Alexa?
- Dobrze się czujesz? - pytał zatroskany jej uporczywym milczeniem
Maximo. - Nie cieszysz się, że Wentworth nie ma prawa do Chloe? Nie jesteś za-
dowolona, że wreszcie poznałaś prawdę?
- Sama nie wiem - mruknęła niechętnie.
- A może nie życzysz sobie, żebym ja był właścicielem twojej firmy? -
Maximo się zaniepokoił.
- %7łyczę sobie, byś przebaczył dziadkowi - fuknęła. - Jest moim najbliższym
krewnym.
- JedynÄ… twojÄ… krewnÄ… jest Chloe.
- Która właśnie straciła ojca.
- Lepiej nie mieć żadnego niż takiego jak Wentworth.
- Może. - Lucy westchnęła. - Teraz obie jesteśmy same na świecie.
- To nie potrwa długo - zapewnił ją Maximo. - Jesteś piękną kobietą, stwo-
rzoną do miłości. Powinnaś mieć kochającego męża i gromadkę dzieci. Chciałbym,
żebyś to wszystko dostała.
Lucy także by chciała.
- Czy ty też tego chcesz? - spytała z nadzieją w głosie.
- Si, cara - odparł. - Chcę takiego szczęścia dla ciebie. Po rozwodzie przed-
stawię ci moich przyjaciół, porządnych ludzi, którzy szukają żony takiej jak ty.
- Ale ty sam ze mną nie zostaniesz? - Lucy już zrozumiała.
Nadzieja rozprysła się jak mydlana bańka.
- Nas łączą tylko interesy, cara. Od początku tego przed tobą nie ukrywałem.
Interesy i odrobina przyjemności. Ja się nie nadaję na męża ani ojca rodziny. Mi-
łość niepotrzebnie komplikuje to wszystko, co powinno być proste. Na szczęście
nie wszyscy mężczyzni myślą tak jak ja. Mam w Rio przyjaciela. On też sam do-
szedł do majątku. To dobry człowiek, więc gdyby...
R
L
- Dziękuję, nie skorzystam - wpadła mu w słowo Lucy. Akurat teraz, kiedy
niemal uwierzyła, że Maximo mógłby ją pokochać, on kombinuje, jak ją oddać ja-
kiemuś facetowi. - Jest dobrze tak, jak jest. Chloe nie musi mieć ojca, a ja nie po-
trzebuję ani męża, ani gromadki dzieci. Wystarczymy sobie, ja i Chloe. W dodatku
mamy jeszcze trzydzieści milionów dolarów. Nigdy w życiu nie byłam taka szczę-
śliwa.
Ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się. Usłyszała, jak Maximo odpina swój
pas, potem jej. Przytulił ją do siebie.
- Czemu ty tak o mnie dbasz? - szlochała Lucy. - Nic z tego nie rozumiem.
Mogłeś mi zaproponować gratyfikację za wszystkie moje udziały, tymczasem ty mi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl