[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dante zje śniadanie z pracownikami winnicy - poinformowała Graziella. Spojrzała na Bena z
uśmiechem. - A potem planuje spędzić z tobą parę godzin.
Buzia Bena rozpromieniła się.
Dante dotrzymał słowa. Pojawił się po śniadaniu. Wyglądał dziś inaczej... W kąt poszły eleganckie
stroje. Miał na sobie znoszone ubrania robocze, zakurzone buty i kapelusz z szerokim rondem, który
rzucał cień na jego mocno zarysowaną twarz.
Zastanawiała się, kiedy Dante znowu zada swoje kłopotliwe pytanie. I co ona mu tym razem od-
powie...
Nic prostszego niż powiedzieć:  tak". Zgodzić się i zostać... kim? Pławiącą się w luksusach żoną. A
może po prostu zdobyczą i ozdobą pana d'Ales-sandri...
Z drugiej strony nie może narażać siostrzeńca na życie, które nie spodobałoby się jej siostrze.
- Dzień dobry.
Głos Dantego przerwał dywagacje Taylor. Spojrzała na niego. Stał zamyślony.
261
- Cześć - odrzekła i uśmiechnęła się szeroko. Może zbyt szeroko... Przecież on domyślał się
wszystkiego w większym stopniu, niż by sobie tego życzyła.
- Możemy już iść? - zapytał Ben. Dante chwycił chłopca i posadził go sobie na barana.
Taylor odprowadziła ich wzrokiem. Mężczyzna i chłopiec, połączeni więzami krwi oraz szczerym
uczuciem. Byli na siebie skazani, złączeni już na całe życie.
A ona? Również. Albo kompletnie, albo tylko częściowo. Musi zdecydować...
Dość tego! - powiedziała sobie w myślach. Miała do skończenia książkę, gonił ją termin, a czcze
dywagacje nie napiszÄ… za niÄ… ani jednego zdania.
W bibliotece panowały doskonałe warunki do pracy. Zwiątynia literatury wzniesiona z ton książek.
Taylor usiadła przy wielkim biurku i otworzyła komputer.
Idealne warunki. Fabuła cała już gotowa w głowie. Więc dlaczego tak kiepsko jej dziś szło? Dialogi
wydawały się papierowe, a narracja bez polotu.
To przez Dantego. Nie mogła się od niego uwolnić.
Zaklęła pod nosem, wzięła głęboki wdech, rozprostowała palce i.... wypędziła go z głowy. Co prawda
nie szło jej tak płynnie, jak zazwyczaj, ale udało się jej napisać parę stron. Skrzywiła się, gdy ktoś
zapukał do drzwi. W progu ujrzała... wiadomo kogo.
262
Przebrał się w czarne dżinsy i białą batystową koszulę z podwiniętymi rękawkami, przez co jego
umięśnione ramiona zostały wyeksponowane.
- Lena zaraz poda lunch - oznajmił.
- Dzięki za informację. Idę się przygotować.
Ruszyła do drzwi, lecz nagle stanęła. Dante zatarasował jej drogę. Spojrzała na niego wystraszona.
Zatknął kosmyk jej włosów za ucho. Miał ochotę ją pocałować.
Zamiast tego uśmiechnął się.
- Produktywny poranek? Czuła jego zapach, jego ciepło.
- Tak, dziękuję - powiedziała uprzejmie i poczuła ulgę, gdy zszedł jej z drogi.
W czasie lunchu przy stole głównie słychać było Bena, który wciąż emocjonował się poranną es-
kapadą. Po posiłku poszedł spać.
Kiedy chłopiec drzemał, Taylor pracowała. Gdy Ben obudził się, poszli sprawdzić, co słychać u kot-
ków. Następnie pograli trochę w piłkę. Do zabawy przyłączył się jeden z psów.
Zjawił się też Dante. Przyglądał się im z uśmiechem przez kilka minut.
- Faul! - krzyknął Ben, kiedy Taylor złapała piłkę i zaczęła z nią biec w kierunku bramki.
Nagle w coś uderzyła. A raczej w kogoś. Dante chwycił ją, aby nie upadła. Taylor wysapala prze-
prosiny i złapała równowagę.
Podbiegł do nich Ben.
263
- Dante! Zagrasz z nami w piłkę?
- Dwóch na jednego? - zapytał. - Chyba dam sobie radę!
I dał. Pozwolił jednak im wygrać jednym golem. Ben triumfalnie podskoczył z radości.
- Koniec gry! - zawołała Taylor. Zauważyła, że Dante nawet się nie zmęczył. Po-
czochrał włosy chłopca, gratulując mu zwycięstwa.
- Idz do domu i napij się czegoś chłodnego - powiedział łagodnie. - Zobaczymy się na obiedzie.
- A czy będę mógł popływać w basenie? - zapytał Ben.
- Oczywiście, ale pod warunkiem że będzie ci towarzyszyć ciocia.
- Dobrze - zgodził się chłopiec.
To było miłe ukoronowanie przyjemnego popołudnia. Na basenie Ben chwalił się przed Taylor
swoimi umiejętnościami pływackimi.
ROZDZIAA DZIEWITY
Kolejne dni były do siebie bardzo podobne.
Dante każdego ranka zabierał ze sobą Bena, z kolei Taylor pisała w bibliotece. Zazwyczaj pracowała
też podczas sjesty chłopca. Po południu wspólnie się bawili, pływali, a potem spędzali godzinę w
towarzystwie Grazielli, która uczyła wnuka podstaw języka włoskiego.
Nie było żadnych znaków na niebie i ziemi, że akurat ten dzień okaże się inny...
Podczas lunchu Graziella dostała pilny telefon. Wstała od stołu. Nie było jej kilkanaście minut. Kiedy
wróciła, była wyraznie podenerwowana.
- Co się stało? - zapytał natychmiast Dante.
- Chodzi o moją siostrę, Biankę - zaczęła kobieta, łamiącym się głosem. - Przewieziono ją do szpitala.
Dziś po południu ma mieć operację... - Spojrzała na syna z rozpaczą w oczach - Muszę być przy niej.
- Jedziemy - Dante odparł w okamgnieniu.
- Poproszę Lenę, żeby pomogła ci się spakować, a potem cię zawiozę. - Ucałował matkę w czoło.
- Ale najpierw dokończ lunch.
265
Było to jednak poza zasięgiem sił Grazielli. Taylor poczuła, że powinna coś powiedzieć.
- Czy mogę się na coś przydać?
- Nie, moja droga. Ale dziękuję ci. Nachyliła się do Bena i położyła mu dłoń na
ramieniu.
- Zobaczymy się pózniej. Za parę dni, dobrze?
- Si, Nonna - odparł wnuczek. Graziella uśmiechnęła się.
- Bravo! Pojętny z ciebie uczeń. Muszę już iść - oświadczyła smutno.
Kwadrans pózniej Taylor i Ben odprowadzili Graziellę do auta i pomachali jej na pożegnanie. Dante
zapuścił silnik i zniknęli w oddali.
Taylor i Ben zjedli kolację sami. Po posiłku była bajka na dobranoc. Kiedy chłopiec zasnął, Taylor po
cichu wymknęła się do biblioteki popracować kilka godzin.
Zanim się obejrzała, wybiła już północ.
Nie chciała pić kolejnej kawy, bo miałaby trudności z zaśnięciem. Postanowiła, że popisze jeszcze pół
godziny, dokończy rozdział i pójdzie spać.
Automatyczny timer przyćmił światła w całym domu. Wystraszyła się, gdy prawie wpadła na Dantego
w lobby.
- Pracowałaś do pózna? - zapytał. Wyglądała na zmęczoną, miała zaczerwienione
oczy i włosy nieco w nieładzie.
- Tak... - wyszeptała. Dante miał ochotę odgar-
266
nąć włosy z jej twarzy i sprawić, by się nieco rozluzniła.
Pod jej twardą skorupą kipiała pasja i namiętność. Wystarczy się przez nią przebić.
Dante był doświadczony w tej materii. Wiedział, jaką zastosować taktykę. To wymaga cierpliwości.
- Co z Graziellą? - zapytała Taylor, by przerwać napiętą ciszę.
- Operacja jej siostry poszła pomyślnie. Doktor powiedział, że Bianca wróci w pełni do zdrowia.
- Cieszę się - odparła.
Coś jej mówiło: uciekaj, szybko! Nie mogła. Stała jak wmurowana.
A potem było już za pózno. Dante ujął jej twarz w obie dłonie i pocałował ją w usta... mocno, głęboko.
Taylor próbowała protestować... w końcu ją puścił. Spojrzała na niego. Jej wargi drżały, a oczy zaszły
mgłą.
- Idz już do łóżka - poprosił ściszonym głosem - zanim porwę cię do swojego.
Taylor doznała szoku. I poczuła coś jeszcze... nie potrafiła nazwać tej ulotnej emocji. Bez słowa ru-
szyła w stronę schodów, wymijając Dantego. Dopiero w swoim pokoju wzięła głęboki oddech... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl