[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Podekscytowany wspólnie spędzonym Zwiętem Dziękczynienia,
David poszedł po kurtkę. Zawsze świetnie się bawił podczas tych
uroczystości, zwłaszcza gdy szli tam całą rodziną, kiedy mama jeszcze
żyła. Po jej śmierci chodził sam albo z przyjaciółmi. Nigdy z ojcem.
Zdziwił się, że myśl o ojcu nie psuje mu humoru. Tanya sprawiła, że
był w stanie myśleć o tamtych czasach bez negatywnych emocji.
- Przyda ci się. - Przyniósł nieprzemakalny płaszcz i pomógł jej go
włożyć. - Jest bardzo zimno i wieje chłodny wiatr. Chyba zima nadejdzie
wcześnie w tym roku. - Wyobraził sobie nagle, jak by to było zimą w
Cottonwood... z TanyÄ…. Wieczorami siedzieliby przed kominkiem, potem
długo by się kochali...
W Cotton Creek, mimo paskudnej pogody, panował szampański
nastrój. Muzykę słychać było już na obrzeżach miasta.
- To pewnie zespół z liceum - powiedział David, gdy wysiadali z
auta. - Są całkiem niezli.
Kiedy weszli do pełnego ludzi parku, David poczuł się jak w domu.
Tak niewiele się zmieniło, odkąd był tu ostatni raz. Może drzewa trochę
urosły, nie znał też tak wielu twarzy jak niegdyś, lecz miasto oraz
przystrojenie parku wciąż były takie same. Przepełniała go radość. Nie
chodziło jedynie o festyn. Czuł się tak, jakby po długiej wędrówce
powrócił do domu. Po raz pierwszy od wielu lat znów wiedział, że
przynależy do Cotton Creek.
To dzięki Tani myślał o przeprowadzeniu się do Cottonwood na stałe.
Dzięki niej odkrył, jak bardzo stęsknił się za plantacją i jak brakowało
mu poprzedniego życia. Oczyma wyobrazni widział siebie i Tanyę na
anula & polgara
ous
l
anda
sc
ganku, wpatrzonych w bawiące się w ogrodzie dzieci. Ta myśl koiła go i
wypełniała pustkę w jego życiu, którą zawsze pragnął zapełnić. Tak
długo starał się udowodnić ojcu, że osiągnął sukces, aż zapomniał, co to
znaczy naprawdę cieszyć się życiem.
Mocniej ścisnął dłoń Tani.
Co jakiÅ› czas spotykali dawnych znajomych Davida i wdawali siÄ™ w
pogawędki. Kiedy zbliżyli się do kramu ze słodyczami, poczuli się jak
małe dzieci. Tanya na widok waty cukrowej aż zapiszczała z radości,
- Wiesz, że można już kupować ją w sklepie, w pudełkach? -
Pociągnęła go przed budkę z watą cukrową w różnych smakach. - Ale to
zupełnie nie to samo, co ta robiona na poczekaniu podczas festynu!
David zachichotał. Doskonale wiedział, o czym mówiła. Wyciągnął z
portfela pieniÄ…dze.
- Niewiele trzeba, żeby cię uszczęśliwić, prawda? - Wręczył jej
patyk z watÄ….
Tylko twojej miłości, pomyślała. Jednak już wiedziała, że tego nie
może dostać. Postanowiła nie myśleć o tym, że niedługo opuści
Cottonwood, i jak na razie dobrze się bawiła.
David namiętnie ją pocałował.
- Smakujesz jak wiśnie z cukrem. Roześmiała się.
- Ale chyba nie narzekasz?
- Skądże! Ale prosiłbym o trochę więcej tych wiśni... - Zatonęli w
długim pocałunku.
Wreszcie Tanya z westchnieniem wyślizgnęła się z jego ramion.
- Chcesz trochę? - Zanim zdążył odpowiedzieć, włożyła mu watę do
ust. - Pyszne, pra...
- O mój Boże! Victoria?
Ciarki przebiegły jej po plecach. Sama nie wiedząc dlaczego,
odwróciła się. Jakaś kobieta patrzyła na nią. Piękna, zielonooka
blondynka, starsza od niej o kilka lat, była wstrząśnięta, wręcz
zaszokowana. Tanya nie rozpoznała jej, ale zarazem... jakby dobrze ją
znała. Obok niej stał mężczyzna, którego na pewno nigdy nie widziała.
Otrząsnęła się.
- Przykro mi. Musiała wziąć mnie pani za kogoś innego. -
Uśmiechnęła się uprzejmie i zamierzała odejść.
anula & polgara
ous
l
anda
sc
- Nie, zaczekaj. - Kobieta chwyciła ją za ramię.
- Tak?
- Victorio, to ja, Imogene!
Tanya czuła się coraz bardziej nieswojo. Coś odległego, jakieś
wspomnienie... Ale nie, żadnych obrazów... pewnie jakieś złudzenie.
- To pomyłka. Nazywam się Tanya Winters... -A jednak znała tę
kobietę! Mimo to dodała: - Może spotkałyśmy się już kiedyś... ale
przykro mi, nie przypominam sobie.
Imogene wpatrywała się w nią intensywnie, w jej oczach malowała
się nadzieja i... miłość.
- Widocznie tylko wygląda jak... - wtrącił David.
- Nie, musicie mnie wysłuchać. Jestem pewna, że się nie mylę. -
Spojrzała na stojącego obok mężczyznę, jakby szukała wsparcia. -
Nazywam się Imogene Shakir. To jest mój mąż, Raf. Moje panieńskie
nazwisko brzmi Danforth... Imogene Danforth - powtórzyła powoli,
wpatrujÄ…c siÄ™ w TanyÄ™.
Ona zaś zachwiała się i rozpaczliwie wsparła o Davida. Natychmiast
ją objął, a potem zapytał:
- Danforth? Jest pani spokrewniona z senatorem Danforthem?
- Tak, to mój wujek - odparła Imogene Shakir. Wyraznie się
rozklejała, jej oczy niebezpiecznie się zaszkliły. - Nasz wujek, Victorio.
Tanya zmarszczyła brwi. To brzmiało absurdalnie, zarazem jednak, z
uwagi na jej amnezję, wszystko było możliwe. Tyle tylko, że skoro
wszystko było możliwe, jakże łatwo o pomyłkę... lub paskudny, wredny
żart. Tylko dlaczego ktoś miałby tak okrutnie z niej zakpić? I to ktoś,
kogo nigdy dotąd nie widziała?
Czyżby?
Imogene stanęła na wprost niej i spojrzała jej w oczy.
- Jesteś moją siostrą. Masz na imię Victoria. Nie myśl, że
zwariowałam. Pięć lat temu pojechałaś z koleżanką do Atlanty na
koncert rockowy. Bilety kupił z okazji twych urodzin nasz brat, Jake.
Miałyśmy jechać razem, ale wypadło mi coś ważnego, więc pojechałaś
ze swoją nową koleżanką. To ona nazywa się Tanya Winters. Po
koncercie zniknęłaś. Przez cały ten czas cię szukaliśmy.
Tanya widziała, jak Imogene drży. Azy leciały jej po policzkach. Nie
anula & polgara
ous
l
anda
sc
zastanawiając się, ujęła jej twarz w dłonie. Goś przemknęło jej przez
głowę, jakiś skrawek wspomnień, ale zanim zdążyła go uchwycić, już go
nie było.
- Sama nie wiem... - Spojrzała bezradnie na Davida. On również był
kompletnie zdezorientowany.
- To prawda - powiedział Raf. - Widziałem zdjęcia.
- Pomyśl, Victorio. To był dzień twoich siedemnastych urodzin.
Mama i tata urządzili ogromne przyjęcie. Była na nim cała nasza
rodzina...
Poczuła w skroni ostry ból, gdy przez jej głowę przemknęły kolejne
obrazy.
- O mój Boże...
- Vicky! - zawołała Imogene z nadzieją.
Głowa Tani pękała z wysiłku. Nagle zobaczyła, jak ona i Imogene
siedzą w piżamach na łóżku i śmieją się. Jej siostra jest jeszcze
nastolatką. Potem pojawił się obraz samej Tani. Stoi w ogromnym domu,
wokół tłoczą się ludzie, a ona wpatruje się w piękny, pokryty
świeczkami lukrowany tort, z różowym napisem  Victoria".
Krew uderzyła jej do głowy. Spojrzała na Imogene i łzy zaczęły
spływać po jej policzkach.
- Genie...
Ziemia usunęła się jej spod nóg.
David zdążył złapać Tanyę, ułożył ją na swoich kolanach i zaczął
cucić.
- Tanyu, kochanie, proszę cię, spójrz na mnie. Po chwili otworzyła
oczy.
- Co się dzieje? - Rozejrzała się półprzytomnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl