[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nie miałam za bardzo od kogo.
 Ten twój Patrie...
 To nie jest mój Patrie!
 No dobra, Patrie... On nie gotował?
 Nie za bardzo, a jeżeli, to pewnie dla siebie. Nie zapraszał mnie w każdym
razie. To znaczy, byliśmy parę razy w restauracji...
 Nie mieszkaliście razem?  spytał zdziwiony James. Ale Jennifer była nie
mniej zdziwiona jego pytaniem.
 Nie, co ty? Znaliśmy się raptem pół roku...
 Niektórzy wprowadzają się do siebie nazajutrz po poznaniu.
 Ja najwyrazniej do nich nie należę. A zresztą ty...
 Ja?  zapytał James.
 Ty też chyba nie mieszkałeś dłużej z żadną z tych swoich blondynek.
Uśmiechnął się. Rzeczywiście, uświadomił to sobie dopiero w tej chwili, ale
nigdy w zasadzie nie mieszkał z kobietą. Bywało tak, że któraś zostawała u niego
mniej lub bardziej regularnie na noc, albo nawet on u niej, ale nigdy nie powstał
temat wspólnego zamieszkania. Nie znał w ogóle cieni i blasków wspólnego życia
z partnerką, wspólnego prania ubrań i rozwieszania ich potem na suszarce, robienia
zakupów na dwoje, kłócenia się o to, co mają oglądać w telewizji  to wszystko
były rzeczy mu nieznane. Jej oczywiście też.
 Widzę...  wymamrotał po chwili  że w kwestii wspólnego życia z kimś
oboje... nie jesteśmy ekspertami?
Roześmiała się. On tymczasem kontynuował:
 Ty oczywiście jesteś jeszcze młoda i nie masz się o co martwić, ale ja powoli
wchodzę w wiek, w którym przestanę być dla kobiet atrakcyjny...
 Mój ty biedny staruszku  zawołała i odruchowo pogłaskała Jamesa po puklu
kruczoczarnych włosów, które odziedziczył po swych umbryjskich przodkach. Nikt
cię już nie zechce, nawet twoje głupiutkie cycatki.
 Co ty właściwie od nich chcesz? Przecież cycki ani kolor włosów nie
świadczą o inteligencji.
 Ale jakoś na dłużej się ciebie nie trzymają?
 Bo... może to ja jestem dla nich za głupi? Nie przyszło ci to do głowy?
 Tak. Zdecydowanie. Za głupi. I za biedny.
James popatrzył na nią z tak poważną nagle miną, że Jennifer ponownie
wybuchła śmiechem. W końcu poddał się i on, uśmiechnął się i spokojniejszym już
tonem dodał:
 Może i masz rację. Tak czy inaczej, faktycznie nie mieszkałem nigdy z
kobietą i nie prowadziłem wspólnego domu. Ty też nie, z tego co wiem?
 No... nie.
 Spróbujmy jednak popatrzeć na to pozytywnie: może po prostu nie trafiliśmy
jeszcze na nikogo, kto byłby godny tego zaszczytu?
Jennifer próbowała się uśmiechnąć, ale jakoś nie było jej do śmiechu.
 Skoro tak mówisz...  powiedziała zamyślona, wpatrując się w ciemność za
oknem. W tym momencie zdała sobie sprawę, że spełniły się jej najgorsze obawy:
jest uwięziona przez pogodę na być może kilka kolejnych dni w Kent, na dodatek
w jednym domu z człowiekiem, którego starała się za wszelką cenę unikać przez
ostatnie cztery lata, a którego teraz nie wypadało odesłać do domu ze względów
humanitarnych. W rzeczy samej, byłoby to nawet technicznie trudno wykonalne.
ROZDZIAA PITY
Już następnego ranka, tuż po przebudzeniu, zorientowała się, jak trudnym
James był pacjentem. Otworzyła oczy i na zegarku dostrzegła godzinę siódmą
trzydzieści. Nie była to godzina, o której lubiła wstawać w weekendy. Z dołu
dobiegały dziwne odgłosy, które po chwili rozpoznała jako dzwięki płynące z
telewizora.
Nałożyła na piżamę szlafrok i zeszła po schodach na dół. W salonie na sofie
siedział James, oglądając wiadomości  mówiono wyłącznie o pogodzie,
katastrofie, w jakiej Anglia znalazła się po raz pierwszy od zakończenia wojny itp.
James odwrócił się, słysząc kroki na schodach, i spojrzał na Jennifer zbolałym
wzrokiem.
 Ten koszmar nigdy się nie skończy!  powiedział.  Walczą o przejezdność
najważniejszych autostrad, do nas dotrą pewnie za miesiąc. Nie działają lotniska,
połączenia autobusowe, a teraz zaczęli odwoływać pociągi!
Jennifer odsłoniła zasłony. Rzeczywiście, za oknem wirowały płatki śniegu.
Nie było mowy o wyrwaniu się stąd tego dnia i prawdopodobnie następnego.
 Nie pamiętam takiej zimy. A ty?  spytała.
 Jak byłem bardzo mały, a ty... nawet nie wiem, czy byłaś już na świecie 
odpowiedział.  Byliśmy z matką uwięzieni w domu przez co najmniej trzy dni.
Ojciec był wtedy w Londynie, w ambasadzie, i co chwila dzwonił zaniepokojony.
W końcu przyjechało wojsko na transporterach opancerzonych i rozdało nam
jedzenie z racji wojskowych. Pamiętam chleb z konserwy. Mnie, małemu chłopcu,
bardzo się to wszystko podobało. Teraz trochę mniej...
Popatrzyła na niego. James pół siedział, pół leżał na sofie, plecami przyciskając
do ściany zmiętoszoną kołdrę, którą poprzedniego wieczora Jennifer przyniosła mu
z sypialni ojca. Siedział zdecydowanie bardziej wyprostowany niż dzień wcześniej,
kiedy właściwie był w stanie tylko leżeć na boku. Również głos miał żywszy,
więcej gestykulował i widać było, że ma większą swobodę ruchu. Najwyrazniej
wracał powoli do zdrowia.
 Jak się czujesz?  spytała.
 Fatalnie  odpowiedział, nagle przybierając bardziej zbolały ton.  O piątej
rano obudził mnie ból pleców.
Niezły aktor, pomyślała z uznaniem Jennifer.
 Zostawiłam ci te silne środki.
W odpowiedzi sięgnął po stojącą na stoliku przed sobą buteleczkę z lekami.
Obrócił ją do góry dnem, by pokazać, że jest pusta. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl