[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niewytłumaczalny sposób. Urok mężczyzny o imieniu Spider był tak
realny i konkretny, że można było ten urok ciąć na kawałki i podawać
go niczym porcje pysznego tortu.
Kilka lat wcześniej sąsiadka Anny, Betsy Carmichael, wyraziła
się bardzo krytycznie na temat swoich przyjaciół z rodziny, którzy
unikali zadawania się z mężczyznami pochodzącymi z Oregonu,
twardzielami takimi jak Spider.
- Może on nie ma ogłady studencika, może nie ma własnego
garnituru, ale jest doskonałym mężczyzną - Anna podsłuchała kiedyś
Betsy zwracającą się do swej przyjaciółki. Przebywały wtedy w klubie
poza miastem. - A poza tym - ciągnęła Betsy - czuję się przy nim
prawdziwÄ… kobietÄ…. Skarbie, nie wiem, co w nim jest takiego, ale on
działa na mnie jak dynamit.
Teraz po raz pierwszy Anna zrozumiała, o czym mówiła Betsy
owego dnia. Anna czuła się tak, jakby miała za chwilę eksplodować.
Więc cofnęła się i wpadła na maszynę do szycia.
- Ależ ja nie chcę zabierać ci twego futrzaka.
Wyciągnął rękę przed siebie i wskazującym palcem delikatnie
przesunął po jej policzku. Wtedy jej wargi powoli rozchyliły się, a
potem równie powoli uniosły górę wraz z głową.
- Nie kłopocz się. Ja mam gorącą krew.
W tym momencie pokój jeszcze bardziej się zmniejszył.
*
Spider odrzucił na bok mokry ręcznik i wyciągnął się na łóżku.
To, czego spodziewał się po zimnym prysznicu, wcale nie nastąpiło.
Zimny prysznic nie pomógł ani trochę. Każdy kawałek jego nagiego,
wilgotnego ciała pulsował niczym przestrzeń erogenna.
Minęła cała godzina i Spider leżał bez snu. Rozbudzony wiercił
się jak w męczarniach. Sto razy powtórzył sobie, że przecież Anna jest
mężatką. Poza tym należy do ludzi bardzo bogatych. Poza tym ma
kłopoty, których on wcale nie potrzebuje.
Jednak jego własne ciało wydawało się w ogóle nie brać tego pod
uwagę. Wydawało się posyłać do mózgu sygnały, które tworzyły
wizje erotyczne, a te z kolei powodowały, że ciało cierpiało jeszcze
bardziej. Przeklinał samego siebie. Ułożył się w końcu na boku,
zboksował poduszkę, nadał jej odpowiedni kształt i cały
skoncentrował się na zapadnięciu w sen. Jego wyciągnięta, szukająca
spokoju dłoń poczęła gładzić prześcieradło z satyny i pomyślał o tym,
jak gładka jest skóra Anny i o tym, jak smakowałyby jej piersi, gdyby
mógł je pieścić. Co też by wtedy czuł? Szczypał go koniec języka,
musiał wysunąć go i musnąć o wargi.
Przewrócił się na brzuch, ale myślał tylko o Annie leżącej pod
nim i jej długich nogach, obejmujących go w pasie. Wyobrażał sobie
jej duże, brązowe oczy patrzące prosto na niego i jej zmysłowe usta
wołające jego imię. Przewrócił się na wznak. Co takiego było w
Annie? Może ujmowała go delikatnością, swoją klasą, nieśmiałością,
która jakby wymagała jego inicjatywy. Do licha! Może nie mógł
zasnąć, bo od jakiegoś czasu nie miał kobiety. Starał się myśleć o
czymś innym. Zaczął myśleć o dawnych meczach, akcjach,
podaniach.
W końcu odpłynął w sen.
Ochrypłe dzwonienie przeszło cały budynek i Spider zerwał się ze
snu. Siedział na łóżku, kiedy smuga bieli przemknęła przez pokój i
spadła na niego kombinacją poruszających się rąk i nóg. Coś twardego
wylądowało na nasadzie jego nosa.
Przeklinając, odepchnął napastnika na bok, przygwozdził siadając
na nim, okrakiem, przycisnął do łóżka i podniósł gotową do ciosu
pięść.
- Spider - zawołał kobiecy głos. - To ja, Anna! Aż przysiadł na
piętach.
- O mało cię nie uderzyłem.
- Co to za hałas? - spytała przerażonym głosem.
- Alarm przeciw włamywaczom. Zostań tutaj. Sięgnął pod łóżko
po rewolwer i skradając się przez pokój wpychał jednocześnie kulki
do bębenka. Zatrzymał się przy drzwiach i zaczął nasłuchiwać.
Delikatne ciepło kobiety przywarło do niego z tyłu i coś twardego
uderzyło go w nogi.
- Prosiłem, abyś tu została - zasyczał.
- IdÄ™ z tobÄ…. Sama nie zostanÄ™. Gdzie ty tam i ja. CoÅ› ponownie
stuknęło go w kolano.
- Co ty dzwigasz?
- Mój neseser.
- Zostaw tutaj to przeklęte pudło.
- Musi być zawsze ze mną. Zmrużył oczy.
- Dobrze, bądzmy blisko siebie, ale schyleni - dodał szeptem.
Przerazliwy dzwonek alarmowy cały czas charczał, a szpak
Turczyn wołał całą siłą swego ptasiego gardła: - Zatrzymaj się
złodzieju! Złapałem cię! Ręce do góry! Zatrzymaj się złodzieju!
Złapałem cię! Ręce do góry!
Idąc po omacku korytarzem wzdłuż ściany weszli do biura i
zamknęli za sobą drzwi. Anna cały czas przywierała do niego niczym
jego własna skóra.
W pomieszczeniach sklepowych paliły się nocne światła i Spider
rozpoczÄ…Å‚ obserwowanie sklepu przez tak zwane jednostronne lustra.
W sklepie nic się jednak nie ruszało. Czuł na swym ramieniu oddech
Anny, a na plecach rytm jej serca. Potem jedna z jej rąk objęła go
chwytem człowieka ratującego się przed śmiercią. Spojrzał na Anną,
na jej twarz tuż nad swoim ramieniem. Bała się śmiertelnie.
- Czy ktoś się włamał? - spytała.
- Nie sądzę. Do tego salonu jest równie trudno włamać się jak do
fortu Knox.
- Więc czemu alarm się uruchomił? Spider wzruszył ramionami.
Zadzwonił telefon. Anna aż podskoczyła i jęknęła.
- To nic takiego, kochanie. - Poklepał jej dłoń i sięgnął po
telefon. - Spider - powiedział do słuchawki. Przez moment słuchał
kogoś, kto dzwonił. - W porządku - powiedział i odłożył słuchawkę.
- Nic się nie stało. - Położył rewolwer na biurku, wziął Annę w
ramiona i przytulił. Znowu była tak blisko, że czuł stukot jej serca na
swych piersiach. - To tylko ludzie z ochrony mienia. Fałszywy alarm.
Coś się zepsuło w ich firmie.
- Dzięki Bogu - opadając na niego, odetchnęła z ulgą Anna.
Przytrzymał ją w takiej pozycji, z głową tuż nad jego brodą.
Gładził jej plecy. Tulenie sprawiało mu ogromną przyjemność, bo też
wszystko w niej było miłe i czułe. Nawet jej kostki wydawały się
kruche i delikatne.
- Nic ci się nie stało?
- Nic - zamruczała.
Podciągnął dłonie do wysokości jej ramion i nieznacznie odchylił
ją od siebie. Spojrzał w twarz i powiedział: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl