[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niem.
- Obdarzyć nieszczęśnika jednym z tych twoich
wyniosÅ‚ych, lodowatych spojrzeÅ„. MyÅ›lÄ™, że to wy­
starczy, żeby zmrozić na kość prawie każdego faceta.
- Przecież widzę, że, jak na razie, na ciebie to nie
działa, Mackie.
- Jak ci już mówiÅ‚em, jestem niepoprawny. Gdy­
bym traktował pierwsze  nie" każdej kobiety jako
definitywną odmowę, do tej pory nie miałbym na
UCIECZKA DO EDENU Ul
swoim koncie żadnych przeżyć. Tymczasem tak nie
jest. Pamiętaj o tym, Stevie, a może uda ci się mnie
zdobyć.
- Nie wysilaj się. Nie jesteś dowcipny - odparła
Stevie surowym tonem, który miał zamaskować jej
zakłopotanie. Sama już nie wiedziała, co ma myśleć
o Juddzie. Do niedawna uważaÅ‚a go za bezwzglÄ™dne­
go Å‚owcÄ™ sensacji.
Tak byÅ‚o do wczoraj. Bo wczoraj, rozumiejÄ…c cięż­
ką sytuację, w jakiej się znalazła, nie opublikował
sensacyjnego artykułu, chociaż to jemu się zwierzyła
i dysponował informacjami z pierwszej ręki.
Ta wielkoduszna decyzja kosztowaÅ‚a go utratÄ™ pra­
cy. Został wyrzucony z  Dallas Tribune". Czyżby
miaÅ‚o to oznaczać, że pod maskÄ… cynicznego dzienni­
karza ukrywał się wrażliwy człowiek honoru?
- Natrzyj mi też ramiona, dobrze?
- RozbolaÅ‚y mnie już palce - stwierdziÅ‚a z wyrzu­
tem Stevie. - Masaż to ciężka praca.
- Bardzo ciÄ™ proszÄ™.
Stevie westchnęła ostentacyjnie, dajÄ…c tym do zro­
zumienia, że niechętnie ulega prośbie Judda.
- Zarzucasz mi, że minąłem się z powołaniem -
powiedział. - Myślę, że właśnie wpadłem na to, kim
ty powinnaś być.
Stevie bezwiednie przysunęła się bliżej, tak że przy
każdym ruchu rąk jej pierś dotykała lekko pleców
112 UCIECZKA DO EDENU
Judda. Kiedy to sobie uświadomiła, cofnęła szybko
ręce.
- To wszystko, co mogÄ™ dla ciebie zrobić - powie­
działa stanowczo, dodając w duchu  jeżeli nie chcę
wyjść na idiotkę".
Judd niechętnie otworzył oczy i odwrócił się na
krzeÅ›le tak, że siedziaÅ‚ teraz zwrócony do niej przo­
dem. RozsunÄ…Å‚ kolana, objÄ…Å‚ Stevie w pasie i z wes­
tchnieniem przyciÄ…gnÄ…Å‚ do siebie.
- Mackie? - wyszeptała bez tchu.
- Tak?
- Co my najlepszego wyprawiamy?
- My? Nic.
Przytknął dłoń z szeroko rozpostartymi palcami do
jej brzucha.
- Nie boli cię już?
Niezdolna wydobyć gÅ‚osu, potrzÄ…snęła tylko prze­
cząco głową.
- NaprawdÄ™? Nie oszukujesz?
- NaprawdÄ™.
- To dobrze - powiedział, przesuwając dłoń nieco
w górę. Uniósł głowę i ich oczy się spotkały.
- Mam nadziejÄ™, że gdyby byÅ‚o inaczej, nie ukry­
waÅ‚abyÅ› tego przede mnÄ…, prawda? - spytaÅ‚ z naci­
skiem, dajÄ…c tym samym do zrozumienia, że nie ży­
czyłby sobie tego.
- Tak, powiedziałabym ci.
UCIECZKA DO EDENU 113
Wciąż patrząc jej w oczy, powiódł dłonią jeszcze
wyżej, aż delikatnie dotknął piersi.
- Aadnie pachniesz. Gdzie znalazłaś te perfumy?
- To moje własne. Przywiozłam je ze sobą. - Ste-
vie z najwyższym trudem formułowała słowa, zele-
kryzowana dotykiem dłoni Judda i jego bliskością.
- Podoba mi siÄ™ ten zapach.
- Dziękuję.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Drgnęła, kiedy usta Judda dotknęły nagiego skra­
wka ciaÅ‚a tuż przy dekolcie batystowej bluzki. Po­
czuÅ‚a muÅ›niÄ™cie jego warg miÄ™dzy piersiami. A po­
tem jego usta powędrowały z wolna w górę, ku jej
szyi.
Nagle wstaÅ‚, objÄ…Å‚ jÄ… jednÄ… rÄ™kÄ… w talii i przyciÄ…g­
nÄ…Å‚ do siebie.
- Mackie...
- Mam na imiÄ™ Judd.
- Judd...
- Nie broń się.
Usta Judda zbliżyły się do warg Stevie - muskały,
leciutko całowały, prosiły. A kiedy rozchyliła wargi,
stały się natarczywe, zachłanne, namiętne. Po chwili
Judd przerwaÅ‚ pocaÅ‚unek, pochyliÅ‚ gÅ‚owÄ™ i zaczÄ…Å‚ ca­
łować jej piersi przez bluzkę. Kiedy uniósł głowę,
spostrzegÅ‚, że pod cieniutkim batystem wyraznie ry­
sują się nabrzmiałe sutki. Zaczerpnął tchu, zaczął coś
114 UCIECZKA DO EDENU
mruczeć gardÅ‚owym, podniecajÄ…cym szeptem, a po­
tem powiedział:
- Stevie, nie martw się, kochanie. Bez względu na
to, co cię czeka, i tak masz w sobie tyle kobiecości, że
mogłabyś nią obdarzyć kilka kobiet.
Kiedy dotarło do niej znaczenie tych słów, ogarnął
jÄ… gniew.
- A więc to tak! - wykrzyknęła. - To dlatego jesteś
dla mnie taki miły! Stąd te wszystkie erotyczne aluzje
i zaczepki. Z litości!
Trzęsła się z oburzenia.
- Co takiego? - Judd nie rozumiał tej gwałtownej
zmiany nastroju. - O czym ty mówisz?
- CaÅ‚a ta twoja uprzejmość i troskliwość, wielko­
duszne zaproszenie, żebym z dala od miasta i ludzi
wypoczęła w spokoju na farmie, faÅ‚szywe komple­
menty, wszystko po to, żebyś mógł udowodnić sobie,
jaki to jesteś wspaniały! O Boże, jak mogłam być taka
głupia, żeby dać się na to nabrać?
- Czy ta tyrada ma jakiś głębszy cel?
Judd patrzył na nią ponurym wzrokiem, ale jego
gniew nie dorównywał jej furii.
- Nie potrzebuję pańskiej litości, panie Mackie
- wysyczała z wściekłością.
- Litości? Od kiedy to nazywa się litość?
- WiÄ™c jeżeli to nie litość tobÄ… powoduje, jesteÅ› jesz­
cze bardziej obrzydliwy. Chciałeś się mną posłużyć. Wy-
UCIECZKA DO EDENU 115
myśliłeś sobie, że łatwo będzie zwabić mnie do łóżka,
bo boję się, że moja kobiecość jest zagrożona
- Wiesz co, to ty powinnaś pisać tę powieść. Masz
wyobrazni za dwoje - powiedział. - Nie wiem, czy
w tej sytuacji mam ci gratulować, czy raczej współ­
czuć.
Stevie miotała się po pokoju, nie zważając na słowa
Judda.
- Wymyśliłeś sobie, że ściągniesz mnie tutaj i wy-
dobędziesz ze mnie najintymniejsze sekrety, a kiedy
wrócimy do Dallas, napiszesz taki artykuł, że twój
szef będzie cię błagał, żebyś raczył wrócić do pracy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl