[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szminką po wargach zmieniły bardzo zwyczajną młodą kobietę w żywą, pociągającą
dziewczynę. Przede wszystkim jednak odmiany dokonał nowy blask w jej oczach. Gdyby
Rikard zdawał sobie sprawę, co go wydało, być może by się zafrasował. A może... może
nie?
Vinnie długo na niego czekała, bojąc się, że nic przyjdzie z żadną fotografią, jak zapowiadał.
Raz po raz przeglądała się w lustrze, nie posiadając się ze zdumienia nad tym, co widzi.
Pielęgniarka z nocnego dyżuru, bystra, miła i śliczna, zapewniała, że Vinnie wygląda teraz
naprawdę ładnie, ale jej trudno było w to uwierzyć. Chociaż... podobała jej się ta nowa
Vinnie, którą widziała w lustrze.
Rikard spojrzał na nią jeszcze raz, ale gdy nadal nie mogła wydusić z siebie słowa, położył
po prostu zdjęcie rodziny Johansenów na stole - nie wolno mu było zbliżać się do
dziewczyny - i poprosił, by uważnie się mu przyjrzała. Vinnie spełniła jego życzenie.
- Tak - kiwnęła głową. - Ta, która siedzi z lewej strony rodziców, kropka w kropkę przypomina
kobiety na przystani, tyle że na zdjęciu jest znacznie młodsza. Musiało zostać zrobione wiele
lat temu.
- Z pewnością. Wydaje się, że na początku lat dwudziestych.
- Wobec tego gotowa jestem przysiąc, że to ta sama osoba. Tych oczu, które jakby boją się
wielkiego, paskudnego świata, nie można pomylić.
112
- A więc jesteśmy na właściwym tropie. Dziękuję ci, Vinnie... za pomoc...
Przeciągał chwilę pożegnania. Ku swemu zdziwieniu zorientował się, że nie ma ochoty
odchodzić. Ale, niestety, załatwił już to, po co przyszedł.
- Ty... nie zauważyłaś jeszcze żadnych objawów choroby?
- Nie, ale ciotka Kamma narzekała dzisiaj na krzyż.
- Czy lekarze o tym wiedzÄ…?
- Tak. Ciotka niczego nie trzyma w tajemnicy, uważa, twarde łóżko szpitalne wywołało bóle, i
zażądała nowego.
- No, to prawdopodobnie nic jej nie dolega - stwierdził Rikard, uśmiechając się lekko. -
Muszę już wracać, będziemy chyba pracować przez całą noc, żeby znalezć tę Agnes
Johansen. Trzymaj siÄ™, Vinnie!
- Ty też! Uważaj na siebie, sprawiasz wrażenie bardzo zmęczonego.
- Bo też i jestem. Dziękuję za troskę.
Odszedł.
Dziękuję za troskę, tak powiedział. Vinnie uśmiechnęła się do siebie. A więc jest ktoś, komu
sprawił przyjemność jej niepokój o niego...
Czy można być bardziej szczęśliwym?
- Coś podobnego, jeszcze nie jesteś w łóżku, Lavinio? - rozległ się ostry głos Kammy.
Stanęła w drzwiach. - I jak ty wyglądasz! Jak... jak ladacznica! Włosy zwisają w strąkach i
jesteś uszminkowana! Jak zdobyłaś takie wstrętne przybory! Natychmiast, ale to
natychmiast zmyj to z twarzy! Twoja biedna matka przewróciłaby się w grobie, gdyby to
zobaczyła!
Sposób mówienia Kammy zawsze charakteryzował się mnogością wykrzykników, ale Vinnie
ze zdumieniem stwierdziła, że słowa ciotki spływają po niej jak woda po gęsi. Wybuch
Kammy nie mógł zakłócić jej szczęścia.
Ktoś się z nią liczył!
Rikard wrócił do domu sióstr Johansen, gdzie jego koledzy przeczesywali starannie kolejne
pokoje w poszukiwaniu śladów, które mogłyby doprowadzić ich do Agnes. Musieli
zachowywać ostrożność, wszystkiego dotykać w rękawiczkach, bo Agnes przecież była
osobą, która miała najbliższy kontakt z chorym na ospę Willym Matteusem.
113
Wydawało się, że siostry nie miały bliższych krewnych, nie znaleziono także żadnych
śladów wskazujących na to, że się z kimś przyjazniły.
Nie było więc kogo się poradzić, zapytać.
Najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem zagadki było, że Agnes zabrała psa i wyjechała
gdzieś daleko, ale przeprowadzona wcześniej tego dnia rozmowa z weterynarzem
wykazała, że Agnes nie zgłosiła się po świadectwo zdrowia Doffena. Nie mogła więc
wyjechać do Szwecji. A w Norwegii powinna była usłyszeć komunikat przez radio.
Gdzie więc była?
Jeden z kolegów wstał od stołu, przy którym sortował rozmaite listy. Nie było ich wiele.
- Mam tu coÅ› niejasnego. Nie wiem, czy gdzieÅ› to nas zaprowadzi, ale jest stosunkowo
świeże...
- Tak?
Rikard ujął papier w dwa osłonięte rękawiczką palce i szybko przeczytał tekst:
W odpowiedzi na ogłoszenie z 4 bieżącego miesiąca zgłaszamy nasze zainteresowanie.
Oczywiście najpierw chcielibyśmy obejrzeć to miejsce. Czy będzie to możliwe?
Z poważaniem,
Dyrektor C. Brandt.
Podany był także adres i numer telefonu w Oslo.
- Zwietnie! - powiedział Rikard z uznaniem. - Brawo! To trzeba sprawdzić. Oczywiście mogły
mieć na myśli sprzedaż lub wynajęcie tego domu, ale to nie jest pewne. Która godzina?
- Za pięć minut północ.
Rikard zastanawiał się.
- Dla Agnes Johansen czas ucieka szybko, w dodatku może ona zarazić niezliczoną liczbę
osób, jeśli nie odnajdziemy jej, zanim na jej ciele pojawią się ewentualne pęcherzyki.
Dzwonimy do tego dyrektora, niech się złości, ile mu się podoba.
W domu dyrektora Brandta nikt jednak nie odpowiedział.
- Ogłoszenie - podsunął jeden z mężczyzn.
114
- Tak, też o tym myślałem - zgodził się Rikard. - Oslo. Dyrektor. Chyba możemy zgadywać,
że to gazeta  Aftenposten .
- To najbardziej prawdopodobne. Czy oni mają nocne dyżury?
- Na pewno, choćby ze względu na napływające informacje. Ale czy zechcą szukać jakiegoś
ogłoszenia w środku nocy...
- Będą do tego zmuszeni.
- Ogłoszenie ukazało się czwartego stycznia, prawda?
- Tak, wydaje mi się, że na zatartym stemplu pocztowym da się odczytać rok: tysiąc
dziewięćset trzydziesty siódmy, a o luty nie może chodzić.
Dyżurujący w redakcji  Aftenposten nie byli szczególnie zachwyceni zadaniem, jakie im [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl