[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czego zapragnął, wliczając w to, rzecz jasna, Marianne. W końcu skapitulowała.
Umieścił ją w dyskretnym apartamencie, płacił jej hojnie i cieszył się swoją zdobyczą.
Była ostrożna - chłodna, dumna i czujna, ale też bystra, co go niekiedy zaskakiwało. Nie
był jej pierwszym kochankiem, ale w duchu dziękował swoim poprzednikom, bo
współżycie z nią przypominało nurzanie się w fizycznej rozkoszy. Zawsze jednak było w
niej coś nieuchwytnego, co mu umykało. Czasami go zaskakiwała szczerym śmiechem,
raz czy dwa dostrzegł w jej oczach dziki, tęskny, bolesny wyraz. Znikał on wszakże tak
szybko, że uznał go za własną fantazję.
Napis na medalionie głosił:  Z okazji roli Makbet". Z przykrością przypomniał sobie noc,
kiedy ją rzucił. Przyszedł do niej wtedy pełen tłumionej z trudem wściekłości, bo
wcześniej widział się z ojcem.
- Kiedy wreszcie spełnisz swoją powinność, Roarke, i wybierzesz sobie odpowiednią
żonę? Już czas, żebyś przestał trwonić moje pieniądze na tę dziwkę i pomyślał o
spłodzeniu następcy - powiedział ojciec, kiedy Connor opuszczał jego londyńską
rezydencjÄ™.
Od dawna nauczył się obojętnie przyjmować ojcowskie wyrzuty, a nawet cenić niechęć,
jaką w nim wzbudzały. Potrafił też uwalniać się od nich dzięki strzelaniu do celu -
wyobrażał sobie wtedy, że mierzy w ojcowską głowę - i dzięki boksowi. Wtedy
wyobrażał sobie, że przeciwnik ma twarz ojca. W rezultacie stał się znakomitym
strzelcem i pięściarzem.
Czuł się wówczas znużony, bo poprzedniej nocy wypił nieco więcej niż zwykle. A może
stało się to dlatego, że wciąż był młody i nie zmienił się jeszcze w zgorzkniałego
zobojętniałego człowieka, który mógłby dorównać ojcu w jadowitych szyderstwach.
Słowa wyrwały mu się jednak, nim zdążył się opanować.
- Zonę?! - wrzasnął. - Zeby zrobić jej dziecko, a potem patrzeć, jak umiera w połogu
niczym moja zmarnowana przez ciebie matka?!
Pięść dosięgła go, nim zdołał się uchylić. Był tym zaskoczony. Od czasu studiów w
Oksfordzie ojciec już go nie bił, a jeśli czasem to robił, to posługiwał się dłonią, nie
pięścią. Upadł, a ojciec zaczął go kopać raz za razem w żebra.
Connor, zdolny pokonać każdego w walce na pięści, nie zdobył się na to, by go uderzyć.
Wstał, wziął płaszcz, kapelusz i bez słowa opuścił rezydencję. Poszedł do Marianne,
wciąż jednak nurtowała go myśl o odwecie, najwłaściwszym, długo hamowanym
odwecie, a nie o na wpół nagiej lubieżnej kobiecie.
Przypomniał sobie teraz, że zapytała, czy jego zdaniem mogłaby zagrać lady Makbet.
- Właściciel teatru pragnie wystawić coś nowego. Chce przyciągnąć inną publiczność,
może nawet twoich zamożnych przyjaciół.
- Przecież Makbet nie jest niczym nowym - mruknął zaskoczony.
Czy właściciel ma zamiar wstawić wyuzdane tańce pomiędzy kwestie aktorskie? Tańce
takie były bowiem specjalnością Słodkiego Jabłuszka.
- Roarke, mówię serio. Poprosił mnie, żebym zagrała lady Makbet. Wyobrażasz sobie?
Z początku zamierzał się temu sprzeciwić. Nie miał ochoty, żeby jego kochanka
popisywała się przez większą część dnia przed publicznością, która by ją zapewne
wygwizdała, ale nie chciał też robić jej przykrości. Dzień czy dwa wcześniej mogłoby to
spowodować między nimi ostrą kłótnię, lecz teraz myślał tylko o jednym: o odwecie na
ojcu. Zgodził się więc, żeby wzięła tę rolę.
Następnego dnia wstąpił do wojska i już nigdy więcej nie zobaczył Marianne.
O tak, Marianne była dla niego zdobyczą, wyzwaniem i zagadką - ale nigdy człowiekiem,
co musiał przyznać ze wstydem. Nie zdołała trafić do jego serca. Może w niej było coś,
co to uniemożliwiało, a może on był wtedy za młody; w każdym razie nie dokonała tego.
Rzucił ją więc, niewiele myśląc, i niezbyt swego postępku żałował, a z biegiem czasu
myślał o niej coraz rzadziej.
Medalion wydał mu się żenujący w swojej dosłowności. Zapewne zapłaciła za niego, a
także za portrety w środku - och, jakże ten wizerunek Marianne rozciągniętej na
szezlongu umiliłby mu długie tygodnie spędzone pod dowództwem Wellingtona -
pieniędzmi zarobionymi przez nią w teatrze, a nie tymi, które dostawała od niego.
Nazwała go  najdroższym". Wiedział, że nie przyszło jej to z łatwością. Była przecież
dumna. Rozumiał też, jak bardzo ją wtedy zranił.
Mimo to pewnie będzie musiał sprzedać medalion, żeby kupić żywność, nim znów ruszą
w drogę. Nie miał zbyt wiele pieniędzy. Nadal nie rozumiał, w jaki sposób to cacko
znalazło się w płaszczu u Tremaine'ow, ale wydało mu się czymś nieuchronnym, że mu-
siało w końcu dotrzeć do niego. Chciał uciec od przeszłości, ale zdołał sie tylko uwolnić
na jakiś czas. Gdy zrezygnował ze
go życia w stajniach sir Henry'ego, ponownie go dopadła.. Gdy zrezygnował ze
spokojnego życia w stajniach sir Henry'ego, ponownie go dopadła.
I wystawiła mu rachunek. Tak przynajmniej sądził.
Wiedział czemu nie chce zdradzić Rebece, kim naprawdę jest. Bał się
ze przestonie go szanować, bo uciekł od własnych zobowiązan. Na razie widziała w nim
bohatera. Nie chciał jej rozczarować. Jednak ciążył mu splendor związany z tytułem i
bogactwem, niedorzeczna i niesprawiedliwa władza, potężne domostwa pełne pełne
złocen i marmurów, a także beznadziejnie płytka londyńska socjeta. Nie potrzebował
tego wszystkiego. Pragnął żyć na własny rachunek.
Chciał pojechać do Ameryki.
Zamknał oczy i udawał, ze rowno oddycha. Słyszał oddech Rebeki
Jak potrafiła przywiązać go do siebie! Dostrzegała wszystko, rozumiała wszystko bez
pytania, a jej naturalność i świeżość zapierały mu dech.
Co za nonsens. Co za głupiec z niego! Z trudem sobie uświadomił, ze pomogł jej
w ucieczce, bo nie mógł znieść myśli, by należała do innego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl