[ Pobierz całość w formacie PDF ]

brzegiem puszczy dokoła Paruimy, by makabrycznym koncertem ryczeć ludziom
nad głowami.
Już nie chciałem uciekać z Paruimy.
34. Przewodnik, tłumacz, i przyjaciel Paul
Rano wstałem tak skostniały, że nie miałem odwagi iść do rzeki, by się
umyć i ogolić. Więc podążyłem zaraz na śniadanie do Daniela Rambrose i przy
jedzeniu  płatków owsianych Quaker Oats, bananów, sucharów i piciu mleka z
ovaltiną  omówiliśmy mój plan działania w tym dniu: ponieważ nie było pastora
Tolla, przebywającego chwilowo w Stanach Zjednoczonych, wypadało mi udać
się do Mr. Leslie Barkera, kierownika szkoły w samej Paruimie, i z nim uzgodnić
sprawy mego pobytu w tych stronach.
Przebywaliśmy obecnie na przestrzennej polanie, na której mieściło się
tylko coś w rodzaju quartier latin". Tu stalą szkoła podstawowa dla wyższych klas
wraz z internatem dla dzieci oraz paru domkami mieszkalnymi dla nauczycieli, a
bliżej rzeki wznosił się wcale pokazny dom pastora Tolla z werandą dokoła.
Z trzech stron otaczała nas puszcza, oddalona od zabudowań o dobrych
kilkaset metrów, i na jej to skraju w nocy rozrykiwały się wyjce jak gdyby tuż, tuż
za węgłem. Teraz jedynie z pobliskiego drzewa sentymentalnie świergotały jakieś
ptaszki, a stado papug przelatywało nad nami w promieniach porannego słońca z
niewinnym krzykiem. Całą dolinę okalały dość wybitne góry, gęsto porosłe lasem.
Gdy się w rzece wykąpałem i ogoliłem, krajobraz nabrał dla mnie wdzięku i wydał
siÄ™ bujny, a tak prawie efektowny jak zatoka w Rio de Janeiro  lekka przesada,
ale zrozumiała w tej chwili wzbierającego ciepła i dobrego samopoczucia...
Do właściwej wsi Paruima, oddalonej o trzy czwarte kilometra, należało
przejść przez wąski pas gęstej puszczy, oddzielający wieś od  quartier latin". Na
drożynie, wiodącej wśród gąszczu, z radością powitałem wiele motyli, a wśród
nich ozdobne pazie papilionidy  i powitałem także Indianina Paula, który wyrósł
na skręcie i pewnie tu na mnie czyhał. Czyhał: oświadczył, że pan Golas i District
Commissioner Prasat przed odjazdem z Kamarang Mouth kazali mu zgłosić się
dziś u mnie i służyć mi za przewodnika i tłumacza, a jeśli sobie tego życzę, także i
za przyjaciela. Więc zgłaszał się oto...
 A jaka różnica między jednym a drugim?  zapytałem. Co ten
przyjaciel ma robić ?
 Przewodnik tylko przewodzi, tłumacz tylko tłumaczy  odrzekł Paul
bez namysłu, jakby oczekiwał takiego pytania  za to przyjaciel, hoo, czuwa,
żeby gościowi nic złego się nie przydarzyło.
 Byczo jest!  zawołałem rozbawiony.  Potrzebuję takiego
przyjaciela!
Paul, nie zwiedziony moim humorem, zachował poważną minę i
nieznacznie przestępował z nogi na nogę.
 Well, sir!  łypnął na mnie niepewnym, jak mi się zdawało, okiem. 
Well, jako przyjaciel kosztuję więcej, pardon me, sir!...
 Ile?  trzepnąłem go zachęcająco po plecach.
 Cztery dolary dziennie. Za przewodnika tylko trzy dolary się płaci...
Wiedziałem, że w Kamarang Mouth płacono Indianom, żeby ich pobudzić
do pracy, wyjątkowo wysoką dniówkę czterech dolarów, ale to za ciężką robotę,
na przykład za całodzienne dzwiganie kłód, więc widocznie Paul wysoko oceniał
przyjazń ze mną uważając, że to znojna robota.
 Okey, dam cztery dolary!  oświadczyłem i na znak ugody
przewiesiłem Paulowi przez ramię moją torbę.
Prawdę mówiąc, nie miałem innego wyjścia, zresztą byłem ciekawy, jak
Paul wywiąże się z zapowiedzianej opieki.
Więc zanim wyszliśmy z lasku, miałem już przewodnika, tłumacza i
przyjaciela. Liczył nie więcej niż trzydzieści lat, był przysadkowaty, szeroki w
ramionach i należał do szczepu Majonkong, blisko spokrewnionego z Arekunami.
Miał twarz typowo indiańską o wystających nieco policzkach, ni ładną, ni szpetną,
za to tak niezmiernie bez wyrazu i podobną do tylu innych twarzy indiańskich, że
po rozstaniu się z nim rysy jej natychmiast "ulatywały mi z pamięci. Cudaczne,
niepokojące kuriozum: przecież poznałem Paula już. w Kamarang Mouth,
następnie przez cały dzień płynąłem z nim na. łodzi, w Paruimie zaś szwendaliśmy
się przez szereg dni razem od rana do wieczora, a zaledwie traciłem go z oczu,
traciłem równocześnie pamięć jego rysów. Stawał się dla mnie duchem, pustką,
mgłą.
Po kilku dniach poznawania Indian Paruimy dochodziłem z wisielczym
humorem sedna fenomenu: zacząłem wierzyć, że przyjaciel Paul był arcymistrzem
kamuflażu i nie pokazywał swej istotnej twarzy, a ja dlatego nie mogłem jej
zapamiętać. Pokazywał maskę.
35. Medal ma dwie strony [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl