[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kiedy Simone toczyła najcięższą wewnętrzną walkę swojego
życia, rozdzierana między trudnym do zniesienia zawodem a
niezłomną odwagą, która zaprowadziła ją na ścieżkę
rozczarowania.
RS
128
Była niemal pewna, że Angus w końcu nauczy się ją kochać;
mieli ze sobą tak wiele wspólnego, nie tylko gdy szło o wiecznie
nienasycony głód wspólnych nocy. Ale to wszystko na darmo.
Pożądał jej wyłącznie dlatego, że była podobna do Susan.
W pierwszym odruchu Simone chciała stąd odejść. Zostawić
Angusa z jego wspomnieniami i niepohamowanym pożądaniem.
Ale nie zrobiła tego, była na to zbyt twarda. Wpatrzona w
słoneczne promienie tańczące po falach, stwierdziła, że ma
jeszcze cień szansy.
Susan brała ślub, kładąc kres wszelkim oczekiwaniom i
nadziejom, które żywił Angus. To oznaczało, że będzie musiał
spojrzeć prawdzie w oczy. Może teraz dotrze do niego
świadomość, że nadeszła pora, by zacząć nowe życie, z Simone
u swego boku.
Ale czy umiałaby żyć z nim szczęśliwie wiedząc, że Angus
kocha inną kobietę? Czy była na tyle odważna, by dawać mu
miłość, otrzymując w zamian jedynie namiętność?
O tak! Mogłaby to robić. Po jakimś czasie jej twarz zastąpi
twarz Susan. Ale czy w końcu i ona nie zostanie zastąpiona
przez jakąś inną wysoką, rudowłosą piękność? Czy Angus nie
jest po prostu przywiązany do tych fizycznych cech, tak jak było
kiedyÅ› z Jasonem?
Poczuła falę gwałtownego chłodu. Nie, pomyślała, dla Jasona
jej ciało stanowiło chorobliwą obsesję.
Angus zachwycał się nim naprawdę, w zmysłowy, żywiołowy
sposób.
A ponadto, pomimo uwag, jakie czynił, kiedy zgodził się, by z
nim zamieszkała, ich związek nie ograniczył się wyłącznie da
łóżka. Ostatnie tygodnie utwierdziły ją w przekonaniu, że
dobrze im ze sobą i na innych płaszczyznach. Ich umysły
pracowały podobnie, posiadali zbliżone poglądy w wielu
kwestiach, łączyło ich identyczne poczucie humoru...
Angus bezszelestnie przeszedł przez drzwi balkonowe
prowadzące na werandę, ale Simone wyczuła jego obecność.
RS
129
Odwróciła głowę, by spojrzeć na niego. Jego twarz nic nie
zdradzała, jak zwykle pozbawiona uczuć.
- Muszę wyjechać - oznajmił krótko.
Kiwnęła głową na znak, że zrozumiała. Nie chciała mówić,
bojąc się drżenia własnego głosu.
- Przykro mi - dodał po chwili milczenia.
Próbowała przeniknąć przez pancerz jego enigmatycznych,
błękitnych spojrzeń, ale nie zdołała z nich nic wyczytać.
- Dobrze - powiedziała.
Wyjechał landroverem zabierając trochę ubrań. Jednego
Simone mogła być pewna: Angus oczekuje, że ona tu zostanie,
choćby po to, by karmić Sindbad.
W ciągu następnych samotnych dni, targana wewnętrznymi
sprzecznościami, Simone nie mogła podjąć decyzji. Tylko
pisanie przynosiło jej ulgę. Czy powinna odejść? Czy trwanie
przy Angusie miało jakiś sens, skoro przez sześć lat nie zdołał
zapomnieć o tamtej kobiecie? Czy będzie mógł odciąć się od
starej miłości i nauczyć się kochać na nowo? Czy też był na
zawsze przywiązany do Susan, bez względu na krzywdę, jaką
mu wyrządziła?
Simone siedziała właśnie na werandzie, wystawiając twarz ku
pierwszym promieniom porannego słońca, kiedy Angus wrócił i
podszedł do niej cicho po zielonej trawie.
Przyglądała mu się w napięciu, długie palce zatopiła w
futerku Sindbad, niezdolna wydobyć z siebie słowa. Na
zmęczonej twarzy Angusa wypisane było coś, czego nie
dostrzegła w nim nigdy przedtem. Spokój?
- Wyglądasz jak boginka poranka - powiedział przestępując
próg. - Blada i piękna, ze słońcem igrającym we włosach.
Simone nie odpowiedziała nic; nadzieja i obawa ścisnęły ją za
gardło.
- Czy wybaczysz mi kiedykolwiek? - zapytał cicho, wpatrując
się w nią oczami o barwie letniego świtu.
- Co mam ci wybaczyć?
RS
130
- To, że traktowałem cię jak kochankę, a nie jak miłość
mojego życia - przemówił poważnie.
Wpatrywała się w niego, nie wiedząc, czy ma uwierzyć
słowom, które usłyszała. Angus usiadł przy niej i ujął jej dłoń.
GÅ‚adzÄ…c jÄ… delikatnie ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej:
- Byłem pewien, że nigdy nie wyzwolę się od Susan. Kiedy
mnie porzuciła, kochałem ją i nienawidziłem na przemian.
Szarpały mną sprzeczne uczucia, raz gotów byłem jej wszystko
wybaczyć, by zaraz potem przemyśliwać, jak jej odpłacić za
moje upokorzenie. Nie mogłem przestać o niej myśleć. A potem
spotkałem ciebie, zewnętrznie bardzo ją przypominałaś, dlatego
przykułaś moją uwagę. Ale naprawdę byłaś zupełnie inna,
miałaś urok, któremu nie mogłem się oprzeć, ale któremu nie
chciałem się poddawać. Byłem wtedy przekonany, że nie można
zaufać żadnej kobiecie. Bałem się, że ty też mnie opuścisz, nie
chciałem się narażać na powtórne piekło rozstania.
- Znam to uczucie - westchnęła Simone. - Tak bardzo ją
kochałeś...
- To nie była miłość - zamyślił się Angus. - Pożądałem jej,
byłem w stosunku do niej bardzo zaborczy. Susan wyszła za
mnie, bo znalazła się w dużych tarapatach i potrzebowała
oparcia i spokoju. Miała romans z żonatym mężczyzną, a kiedy
on zdecydował się wrócić do żony, zostawił Susan bez grosza.
Była wyczerpana psychicznie, straciła pracę. Wtedy poznała
mnie. W tej emocjonalnej zawierusze byłem dla niej kawałkiem
twardego gruntu pod stopami.
- Czuła, że możesz dać jej poczucie bezpieczeństwa - wtrąciła
Simone. - Kobiety zawsze tego potrzebujÄ….
- Być może - ciągnął Grey. - Zapewniała, że mnie kocha. Nie
byłem tak zaślepiony, by uwierzyć. Mimo to miałem nadzieję,
że z czasem zdobędziemy się na miłość. Ale tak się nie stało.
Susan nie umiała, a ja, prawdę mówiąc, też często byłem
okropny. W końcu odeszła, uciekła bez słowa. Boże, jaki byłem
RS
131
wtedy wściekły, przepełniała mnie zazdrość, upokorzenie,
gniew... Zachowywałem się jak zwierzę.
- Nie bądz dla siebie zbyt surowy - Simone starała się ocenić
go obiektywnie. - Kochałeś ją, to naturalne, że było ci trudno
pogodzić się z myślą, że odeszła.
- Nie wiem, czy masz rację. Przepełniała mnie przede
wszystkim urażona duma - sprostował surowo. - Przez sześć lat
myślałem, jak tu odegrać się na niej. To nie była miłość. Miłość
nie jest tak zawistna i samolubna. Gdybym ją kochał, życzyłbym
jej szczęścia; przecież wiedziałem, że nie jest jej ze mną dobrze.
To moja zaborczość przemawiała przeze mnie.
- Skąd o tym wiesz? - zapytała Simone.
- Widzisz - dotknął jej policzka - kiedy Susan przyjechała
tutaj parę dni temu, myślałem, że znów obudzą się we mnie te
demony. Ale tak się nie stało. Nie czułem nic poza obojętnością.
Wtedy zrozumiałem, że ona dla mnie już nie istnieje, nie liczy
się, jest zamkniętą książką.
Simone słuchała bez ruchu.
- I zrozumiałem też, jak bardzo ciebie skrzywdziłem. Jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl