[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odłożyła słuchawkę.
17
Nic innego mi nie pozostało, jak chwycić palcami te tabele i... Postanowiłem sobie
ułatwić naukę i podzieliłem wszystkie dane na dwie grupy: wiek i płeć. Na przykład: jeden
facet mieszkał z trzema kobietami. Jedną okładał pejczem (jej nazwisko było nazwą ulicy, a
jej wiek numerem okręgu pocztowego), z drugą uprawiał tylko miłość francuską (jak wyżej),
a z trzecią wiał się klasycznie (jak wyżej). W ten mój system włączyłem także grupy ryzyka,
na przykład homos, a jeden z nich miał 33 lata (nazywał się Manfred Avenue)... i. tak dalej... i
tak dalej. Jestem pewien, że nie wpuściliby mnie pod ten szklany klosz, gdyby wiedzieli, co ja
sobie myślę, patrząc na egzaminacyjne przykłady. Ci wymyśleni przeze mnie ludzie stawali
się coraz bliżsi i coraz lepiej mi znani. Mimo wszystko, czasami nie mogłem opanować tych
wszystkich orgii pętających się po mojej głowie. Przy pierwszym podejściu udało mi się
tylko w 94 procentach. Dziesięć dni pózniej, przy egzaminie poprawkowym wiedziałem już
bezbłędnie, kto kogo i jak pierdoli - osiągnąłem maksimum. Sto procent właściwie
posegregowanej korespondencji w ciągu pięciu minut. Wręczono mi nawet kiepsko
skopiowany dyplom z życzeniami pomyślnej pracy od samego szefa naszego urzędu.
18
Wkrótce po egzaminie zostałem zaangażowany na stały etat, co oznaczało tylko osiem
godzin pracy w nocy, cztery godziny krócej niż bez etatu, oraz płatny urlop i wszystkie święta
państwowe. Z dwustu osób starających się o stały etat na poczcie, dotrwało do końca tylko
dwóch. Ja byłem jednym z nich.
W pracy poznałem Dawida Janko, młodego białego dwudziestolatka. Błąd polegał na
tym, że zacząłem z nim gadać, a tak się jakoś stało, że zahaczyliśmy o muzykę klasyczną. To
był jedyny rodzaj muzyki, o którym miałem jako takie pojęcie, przez przypadek, a może nie,
bo tylko tego mogłem słuchać, jak rano, po powrocie z pracy, leżałem w wyrze i wlewałem w
siebie piwo. A jeśli taka muzyka wypełnia małżowinę uszną o poranku, to nie wiem, co
należałoby zrobić, żeby o niej zapomnieć. Ona zostawała na zawsze. Po rozwodzie z Joyce
zapakowałem do walizki, i to chyba nie był przypadek, dwa tomy dzieła %7łycie
kompozytorów dawnych i współczesnych . Ci mężczyzni cierpieli potwornie przez całe
swoje życie, podobnie jak ja, więc cieszyłem się, że mogłem się o tym dowiedzieć, że nie
byłem w tym piekle osamotniony, ale na szczęście, na moje szczęście, nie potrafiłem i nie
potrafię napisać ani jednej nuty. No, i wtedy zachciało mi się pouczestniczyć w dyskusji.
Janko i jakiś drugi wszczęli ordynarną kłótnię w niezwykle subtelnym temacie muzycznym,
postanowiłem więc, całkiem spontanicznie, załagodzić spór, podając dokładną datę urodzin
Beethovena, pierwszego wykonania jego III Symfonii i szkicując mały esej (chyba tak trochę
po łebkach) o relacjach krytyków na to dzieło. Tego biedny Janko nie mógł strawić! Zaczął
mnie uważać za wykształconego, kulturalnego człowieka. Siedząc obok mnie na taborecie
oskarżał się i lamentował nad swoją kulturalną nędzą, która, siedząc gdzieś tam głęboko w
jego duszy, miała siać tam prawic morowe spustoszenie. Mówił o tym potwornie głośno,
bardzo chciał być słyszany, i to przez wszystkich. Sortowałem przesyłki i musiałem słuchać i
słuchać, i słuchać! Prawie bez końca! Coraz częściej łapałem się na tym, że wysilałem łeb do
granic jego skromnych możliwości, poszukując metody ukrócenia tego potoku tematów i
wątków albo jak zmusić tego biednego szczeniaka, żeby odkrył urok i powaby ciszy i
błogiego spokoju - tym bardziej, że wychodziłem z nocnej szychty z cholernym bólem głowy,
a dochodziłem do domu w połowie chory. Jak nie więcej! On mnie zabijał tym swoim
głosem.
19
Pracę zaczynałem o 18.10, a Janko o 23.36 - czyli dobrze nie było, ale mogłoby być
dużo gorzej. A ponieważ o 22.06 miałem półgodzinną pauzę, Janko siedział już na taborecie,
kiedy ja wracałem najedzony i po kawie. Zawsze podstawiał mi krzesło pod tyłek. Janko
uważał się nie tylko za wybitnego pięknoducha, ale także za wyjątkowego samca. Z jego
zadręczających już mnie relacji wynikało niezbicie, że jest napadany w ciemnych korytarzach
przez same tylko wspaniałe kobiety, że jest przez nie śledzony całymi tygodniami, że nie dają
mu spokoju. Biedny chłopczyna! A ja jeszcze nigdy nie widziałem, żeby wykrztusił z siebie
choć jedno słowo do naszych koleżanek z pracy, albo żeby chociaż jedna napadła na niego,
kiedy wychodzi z kibla zapinajÄ…c rozporek.
Zawsze witał mnie wrzaskiem:
- HEJ! HANK! CZAOWIEKU, CO ZA RURA PODSTAWIAAA MI SI DZISIAJ!!!
On nie mówił. On krzyczał albo darł się. I to przez osiem godzin pracy na nocnej
zmianie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]