[ Pobierz całość w formacie PDF ]

siebie, ale twoja matka nie chciała mnie puścić.
Odgarnęła z oczu kosmyk włosów.
66 LINDSAY ARMSTRONG
Spacerujący po pokoju Gavin zatrzymał się i wy-
jrzał przez okno.
 To ja poleciłem jej, żeby cię tu zatrzymała  po-
wiedział.
W nienagannie wyprasowanych spodniach koloru
khaki, w błyszczących brązowych butach i kraciastej
czerwono-białej koszuli nie przypominał w niczym
szalonego trapera. Wprawdzie w jego oczach pojawia-
ły się niekiedy mroczne błyski, lecz poza tym wy-
glądał na odprężonego, choć był nieco blady po prze-
bytej operacji.
Zamyśliła się nad jego słowami, wpatrując się
w swój kieliszek i po chwili twarz rozjaśnił jej lekki
uśmiech.
 Co takiego?  zapytał Gavin.
Wzruszyła ramionami.
 Widzę, że odniesiona rana nie zmieniła twego
nawyku komenderowania.
 Ale przecież nie miałaś nic przeciwko zostaniu
tutaj, prawda?
 Skąd wiesz?  rzuciła.
Przysunął sobie krzesło i usiadł naprzeciw niej.
 Jak to? Sądziłem, że zamierzałaś pozostać w Kin
Can przynajmniej przez parÄ™ tygodni?
Zrobiła ręką nieokreślony gest.
 Być może. Ale ta afera była dla mnie niemałym
szokiem. Czy...  spojrzała na niego z lekkim zdziwie-
niem  nie pomyślałeś o tym?
 Jo...  Urwał i ich spojrzenia spotkały się.  Mó-
wiłem wtedy serio. Czy wyjdziesz za mnie?
NARZECZONA MILIONERA 67
Zmarszczyła brwi i ostrożnie odstawiła kieliszek.
 Gavinie, nie mogłeś mówić serio. Prawie się nie
znamy i...
 Znamy się lepiej niż cholerna większość ludzi
 przerwał jej niecierpliwie.  Nie sądzisz, że w takich
sytuacjach można dowiedzieć się o sobie nawzajem
tego, co najważniejsze?
Wpatrywał się w jej oczy, aż w końcu odwróciła
wzrok.
 Poza tym pragniemy siebie  dodał miękko.
 Chcesz, żebym powiedział ci, jak bardzo cię pragnę?
 Nie  rzuciła szybko i przełknęła nerwowo ślinę.
Uśmiechnął się lekko.
 Nie uda ci się mnie powstrzymać.
 Mogłabym... po prostu wstać i odejść.
 Ale niezbyt daleko. Zakładając, że w ogóle bym
ci na to pozwolił. Bo przecież jednak tu zostałaś.
Jego słowa trafiły w czuły punkt. Rzeczywiście,
dlaczego była nadal na farmie Kin Can, skoro tego nie
chciała?
Przygryzła wargę.
 Zostałam, bo twoja matka ma wielki dar przeko-
nywania  odpowiedziała.
 Więc to nie miało nic wspólnego ze mną?
 Posłuchaj...  Odwróciła głowę i przez dłuższą
chwilę wpatrywała się w trawnik za oknem.  Oboje
dobrze znamy powody, dla których małżeństwo jest
dla nas niemożliwe, i nic tu się nie zmieniło, więc...
 Jo  rzekł stanowczym tonem  wszystko się
zmienia, i to zwykle wtedy, kiedy najmniej siÄ™ tego
68 LINDSAY ARMSTRONG
spodziewamy. Owszem, przyznaję, że byłem pewien,
że pamięć o Sashy nie pozwoli mi ponownie się
ożenić, ale z tobą to zupełnie co innego.
 Niby czemu?  spytała, z trudem dobywając głos.
 Jak mógłbyś porównywać mnie ze wspomnieniem
o niej i nie stwierdzić, że do niego nie dorastam?
Powiedz mi jedną rzecz  dodała.  Do kogo jest
podobna Rosie?
 Do swej matki  odrzekł ponuro.  Zawsze
będzie do niej podobna. Ale to nie znaczy, że ty i ja nie
możemy stworzyć sobie naszego własnego szczęśli-
wego świata.
Umilkł, lecz nadal się w nią wpatrywał. Nie po-
jmował, jak mógł kiedykolwiek uważać Jo za nie dość
kobiecą. Grafitowa bluzka podkreślała kremową cerę
i uwydatniała szary kolor oczu. Złociste włosy były
nieodmiennie zachwycające, choć wolał je rozpusz-
czone.
I te jej śliczne długie nogi, i szczupłe, zgrabne
kostki. Gdy siadła nieco bokiem do niego, uda zaryso-
wały się wyraznie pod spódnicą.
 Kiedy leżałem w szpitalu  odezwał się  pomyś-
lałem sobie, że jeżeli nie zastanę cię po powrocie do
domu, uznam to za odmowę. Ale jeśli wciąż tu bę-
dziesz, to znak, że jesteś... przynajmniej ciekawa... czy
mówiłem serio.
Jo wpatrywała się w niego z rozchylonymi ustami.
 A nawet więcej  ciągnął.  %7łe nie potrafisz
zapomnieć o fizycznej i duchowej więzi, jaka połączy-
ła nas podczas tych okropnych przejść.
NARZECZONA MILIONERA 69
 Przecież...  Oblizała wagi.  Przecież uratowa-
łeś mi życie, narażając własne.
Uśmiechnął się lekko i potrząsnął głową.
 Zaplanowałem to tak, by żadne z nas nie zostało
ranne, ale widocznie straciłem nieco refleks.
Jo wypuściła powoli powietrze.
 Tak czy inaczej, zachowałeś się niezwykle od-
ważnie i jestem ci ogromnie wdzięczna.
 Zwietnie.  Uśmiechnął się lekko.  Więc po-
myśl, ile jeszcze mógłbym dla ciebie zrobić, gdybyś za
mnie wyszła.
Wstała raptownie i rzuciła mu cierpkie spojrzenie.
 Czyli: ,,Nie próbuj nadużyć mojej wdzięczności,
Gavinie Hastings  , tak?  mruknął domyślnie.
Tym razem jej spojrzenie wręcz krzyczało: Właśnie
tak!
Zaśmiał się cicho.
 Taką cię lubię, Josie! W każdym razie  dodał,
wstając  zastanów się nad tym.
Zamrugała ze zdziwienia i spytała nieufnie: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl