[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 węglarki ruszą po tej nowej linii podjazdowej, Lafleur puści w ruch wszystkie szyby na raz
 i wtedy akcje skoczÄ… szalenie.
 Teraz szanowny pan rozumie sytuację... Mamy w ręku złoto...  mówił z dobrotliwym
uśmiechem.
 Rozumiem. Ale ja myślę o tym, żeby zarobić, gdyż muszę wyjechać.
 Wyjechać? Pewnie do Ameryki? Z tym Czarncą? Ależ niech pan tego nie robi! Niech
pan o tym nawet nie myśli!
 Cóż ja mam robić?
 Niech pan Å‚askawie poczeka. Mamy czas.
 Ja nie mam czasu, niestety! Mnie pilno.
 Do tych wertepów w lasach Południowej Ameryki! Niechże pan raczy zastanowić się
nad tym, że oprócz niepewnego zresztą majątku i śmierć może tam na pana wyczekiwać.
 Zmierć...  uśmiechnął się Ryszard pobłażliwie.
Jakieś choroby musiały w jego organizmie budzić się, przewalać i nurtować, bo był blady
nadzwyczajnie. Głębokie rysy i szramy porznęły mu twarz jakby nożem. Mówił spokojnie,
logicznie, równo, lecz raz w raz głos mu się zarywał, jak gdyby człowiekowi, który się wdzie-
ra na skały Gerlachu. Wtedy bladość jego twarzy stawała się jeszcze wyrazniejszą,
Stary pan Ogrodyniec przypatrywał mu się zza swych okularów. Jego lewe oko było bar-
dzo często zakryte powieką, która już, niby zluzowana klapka, opadała bezwładnie. Wtedy
wiekowy giełdzista podnosił ten organ palcem, gdy nikt tego sekretu nie widział. Za to druga
powieka jeszcze się tęgo sprawiała.
W pewnej chwili Nienaski zatrzymał się przy rogu biurka i, zwrócony do starego swego
protektora, mówił z uśmiechem:
 Pan tu wymówił to słowo... śmierć... A pan?
 Co takiego?
 Przepraszam, że to poruszę... Pan nie myśli o śmierci?
Starzec utkwił weń nieruchome spojrzenie prawego oka, zupełnie jakby lufę rewolweru.
Głowa jego trzęsła się szukając punktu swego stałego oparcia.
 Stary jestem...  rzekł z rezygnacją, zamykając tę nieprzyjemną kwestię.
Nienaski patrzał w niego uparcie, z nieustępliwym uśmiechem.
 Panu nie żal naszego kraju?  zapytał.
 Nigdy nie pozwalałem sobie na takie wzruszenia jak żal. Są to wzruszenia ludzi bez-
płodnych. Kto pachnie żalem jak kokota perfumami, ten na pewno cuchnie od egoizmu jak
tamta od brudu. %7łałowanie na głos podobne jest dla mnie do metody życia owych starych
kawalerów, co to zbyt wiele wydają swej siły, a gdy nadejdzie czas łożnicy małżeńskiej, nie
mają już co wydawać.
 Surowe słowo... Będę i ja szczery! Czy ta opinia nie znaczy także, że pan miał zawsze
serce twarde? Gdy teraz należałoby coś z niego wydać, nie chce nic wydać, bo to  przepra-
szam za słowo!  kamień. To niesłuszne twierdzenie, ażeby człowiek mógł albo nie mógł
pozwolić sobie na uczucie. Uczucie jest albo go nie ma. Jeśli go nie ma, to darmo twierdzić,
iż na tym miejscu jest coś lepszego niż uczucie. Jeżeli jest co lepszego niż dane uczucie, to
uczucie wyższe, lepsze. Uczucia bowiem mocniejsze są niż wszystko. Człowiek nadludzki,
Leonardo da Vinci, mówi, iż każdy czyn poczyna się w uczuciu. A on wiedział lepiej od nas
wszystkich, jak sÄ… te sprawy.
45
 Jeżeli i pan tak mówi  grzecznie uchylił się bogacz  być może, iż jestem w grubym
błędzie. Jednakże jestem i pozostanę, bo tak muszę, człowiekiem spokojnym, beznamiętnym i
zrównoważonym.
 Szczęśliwy pan!
 Szczęśliwy? Spokojny jestem. A czy szczęśliwy? Nie szukałem na świecie szczęścia.
 Spokojny, to właśnie znaczy  szczęśliwy.
 Coś panu jest, i to bardzo dokuczliwego, kiedy spokój nazywa pan wprost szczęściem.
 Mnie coÅ› dokucza, w istocie  dokucza.
 Ja to spostrzegam. Myślałem, że pan jesteś, po uniesieniach młodości, człowiekiem
uspokojonym i na trzezwo przedsiębiorczym. Teraz widzę, że to może niezupełnie dobry wy-
braliśmy kierunek drogi  przez giełdę. Tak sądzę, lecz może się mylę. Ale a propos... Może
dałoby się w jakiś sposób zaradzić na to, co panu dokucza?
 Nie, panie. Na to rady nie ma. Po chwili, jakby obudzony z 'twardej zadumy, podchwycił
z żywością:
 Szanowny pan zapytuje, czy na to, co mi dolega, nie można by jakoś zaradzić? Przepra- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl