[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wołał, wysypywał pieniądze na stół. Taca pieniędzy cała, kurwa, papierowe
sobie, te wyjebał i my grali w karty. I tak każdego sobie wybierał, po kolei.
Normalnie sadzał na krześle, majtki ściągał i normalnie walił. Walił i chuj".
Choć dalsza relacja pełna jest brutalnych wspomnień,
decydujemy sieje przytoczyć niemal bez żadnych skrótów: "Raz w tej
kanciapie u księdza nie było zamknięte. Wszedłem tam po coś, już nie
pamiętani, i widziałem jak Zenek jebie księdza. On był pochylony, a ten z tyłu
za nim, uciekłem". "Kolega to non stop był tam u niego, non stop. On go w
dupę walił jak nic. Ten to miał kutasa, niech go krew zaleje, ze trzydzieści
centymetrów albo lepiej. On takich właśnie szukał, który ma większego".
Według tej relacji ksiądz Skorodecki stworzył prawdziwy harem złożony z
ministrantów. Oni byli jego pupilkami i werbownikami jednocześnie. Mieli
klucze do domu. Dostawali pieniądze, dary, paczki żywnościowe i wszelką
pomoc, którą w owym czasie Kościół dysponował. A i tacą się dzielono za
pomoc w ściągnięciu nowych, młodych chłopaków.
"On miał jednego takiego stałego klienta, cały czas, cały czas mu walił. To
tamten mnie namówił na ministranta. Jak przyszedł świeży, to brał osobno. I
za jaja... I do siebie do kanciapy. Nieraz człowiek normalnie się spuścił w
majtki, zanim on kurwa, ten...". "Guziki w sutannie tylko rozpinał, a tych
guzików od chuja było, guzik obok guzika. Nie miał slipów, tylko takie rajtki,
długie po kolana jak spodenki... Nieraz picek tak puchł, że aż piekł, niech go
krew zaleje. Nieraz jak od niego wychodzili z kanciapy, to tak, o, siÄ™ za jaja
trzymali". "Jak wziął takiego jednego małolata do drugiego pokoju, to pół
godziny trzymał. Wypuszczał i szukał drugiego przy stole".
Ksiądz według tych relacji miał niezłą kolekcję filmów pornograficznych i
urządzał dla swoich gości całe seanse wraz z instruktażem. "On tych kaset
miał, Boże. Siedziało dziesięciu w pokoju, on brał jednego i do drugiego
pokoju, a reszta oglądała normalnie. Ciastka nam dawał, cukierki...".
Wszystko to działo się w domku przy ulicy Zwierczewskiego 14, dziś
kardynała Wyszyńskiego. Oczywiście gości księdza obowiązywała tajemnica.
Dostawali przecież za wszystko jedzenie i pieniądze. Zaś rodziny mąkę, olej,
cukier, konserwy i wszystko czym Kościół w biednych czasach dysponował.
Ksiądz też swoich gości wybierał spośród rodzin najbiedniejszych i
wielodzietnych. Gdy ktoś próbował nie poddać się żądzom księdza, rodziny
darów więcej nie oglądały.
Cały proceder trwałby zapewne dłużej, gdyby niejeden ze zwerbowanych
ministrantów. Po sesji u księdza opowiedział o wszystkim matce. Ta
natychmiast nie tylko oskarżyła księdza o molestowanie ministrantów, ale i
interweniowała u arcybiskupa Mariana Jaworskiego, także przyjaciela papieża
Jana Pawła II. Zbyt wiele osób w Lubaczowie o praktykach księdza
Skorodeckiego wiedziało. Sprawy nie dało się ukryć. Jego Ekscelencja
arcybiskup zdecydował się więc przenieść jurnego księdza na drugi koniec
Polski - do Szczecina. Tam ksiądz kanonik, tajny współpracownik ps.
"Wanda", przebywa od 1986 roku i uczy łaciny w liceum, choć lata już nie te.
Gdy 14 listopada 1999 roku obchodził 80. urodziny na Zamku Książąt
Pomorskich w Szczecinie, urządzono niemal państwową uroczystość. Były
życzenia od Sejmu, premiera, ministra spraw wewnętrznych, ministra spraw
zagranicznych, wojewody, władz Szczecina. Burmistrz Lubaczowa,
rządzonego przez SLD - obdarował kanonika tytułem Honorowego Obywatela
Miasta.
Nasz ministrant natomiast na pytanie, czy chodzi do kościoła, tak
opowiada: "Nie. W Boga wierzę, pacierz mówię, ale nie chodzę. W chuja
księdza niewierze".
l sierpnia 2002 roku redakcja tygodnika "NIE" opublikowała obszerny
artykuł poświęcony księdzu Skorodeckiemu. Tydzień pózniej - 8 sierpnia, ten
sam tygodnik zamieścił krótką informację o tym, że bohater artykułu utonął w
czasie kąpieli w morzu. Przypadek to, czy strach był przyczyną tej śmierci?
Na to pytanie już nigdy nie otrzymamy odpowiedzi.
15. Psiakość - ta Pakość!
Pakość to mała, biedna mieścina w województwie kujawsko-pomorskim.
Kiedyś blisko 6-cioty-sięcznej społeczności żyło się tu dobrze. Była fabryka
lnu, fabryka dywanów i Kombinat Cementowo-Wapienny "Kujawy". Było też
kilka mniejszych zakładów pracy, sklepy, rzemieślnicy. Dziś o fabryce lnu nikt
już nie pamięta, a pozostałe zakłady pracy pracowników nie potrzebują. Jest
Jezioro Pakoskie i rzeka Noteć. Kto może, ten łowi. Mniej lub bardziej
legalnie, a potem po domach sprzedaje "urobek".
Nad miastem góruj ą budo wie franciszkanów. W średniowieczu był tu
zamek obronny. Dziś Kościół Kalwaryjski z drogą krzyżową i parafia św. Bo-
nawentury z wielką świątynią.
Chyba na przeklętym miejscu wybudowano tu plebanię, bo od lat dzieją
się w niej wielkie cuda. Diabeł kusi tu braciszków do grzechu, a ich wiara nie
jest tak silna, aby nie dać się wodzić na pokuszenie.
Kilkanaście lat temu osiadł na plebanii ojciec Wiktoryn. Szybko dorobił się
dziecka z miejscową małoletnią pięknością. A jako chłop honorowy, poślubił
matkę dziecka, porzucił zakonny habit i oboje, a raczej we troje odjechali w
sinÄ… dal.
Zastąpił go ojciec Fryderyk. Ten w przeciwieństwie do poprzednika
brzydził się towarzystwem dam. Wolał ministrantów. Urządzał im na plebanii
ciekawe igraszki. Całował, pieścił, dobierał się wreszcie. Lubił też pogłaskać
po jajkach. Ten fragment męskiego ciała podobał mu się wyjątkowo. Sam też
miał się czym pochwalić. Dawno, nawet w najdalszych okolicach, większych
nie widziano. Na szczęście wszystko się wydało i braciszka lubieżnika
pedofila z plebanii przegoniono.
Parafię św. Bonawentury objął wkrótce ojciec Sylweriusz, który wcześniej
zarządzał kościołem kal-waryjskim w Pakości.
Sylweriusz znany był z poprzedniego miejsca z licznych trudnych do
rozliczenia transakcji finansowych. Powtórzył wszystko w parafii świętego
Bonawentury. Znany był jednak i z tego, że miał tylko jedną kochankę. Musiał
opuścić Pakość, bo przełożeni zakonni nie potrafili ukryć już więcej skandali
finansowych współbraciszka.
Parafia szybko stała się rezydencją dla młodego, gniewnego i
dynamicznego ojca Oktawiana. Przebojowy to on był. Założył Franciszkański
Ruch Apostolski, sprowadził do Pakości wielkich artystów i teatry. Młodzież
garnęła się do ojca, a ten rozpościerał wśród nich skrzydła. Chętniej jakoś
chował w swych piórkach miejscowe panienki. Założył dla nich ruch oazowy.
Panienki musiały więc nosić stroje, które łatwo było zdjąć, choć nie o tę
funkcję chodziło w wymyślnych mundurkach dla oazowiczek.
Uczył też w szkole. W wolnych chwilach zapraszał panienki - uczennice do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl