[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Przecież jesteśmy umówieni na cały weekend.
Miałaby znosić jego dotyk i urok przez cały weekend?
Ale czy ma wybór? W tej sytuacji mogła albo się sprzeciwić, albo zrobić wszystko,
by odnieść w tych okolicznościach jak najwięcej korzyści.
A więc wejdzie w swoją rolę, dzięki czemu pozna wiele osób. Może uda jej się za-
uważyć tajemniczego mężczyznę, którego Barry nazywał wspólnikiem. Nikt nie będzie
się zastanawiał nad powodem jej obecności. Ludzie będą się skupiać na tym, kto jej to-
warzyszy. Tak, Troy Donavan stanowi doskonałą przykrywkę.
Troy od dwóch godzin zastanawiał się, jak odciągnąć Hillary od tłumu. Oczywiście
podobało mu się, że przez ten czas był blisko niej, kiedy tańczyli albo stali przy bufecie,
próbując miniaturowych deserów. Jej delikatność i zapach działały na niego odurzająco.
Wzięli coś do picia. Troy poprowadził ją na taras, gdzie ustawiono stoły. Wybrał
miejsce przy ścianie, skąd można było obserwować innych gości i gdzie nie sięgały ka-
mery monitoringu. Instynkt podpowiadał mu, że Hillary jest niewinna, ale nie mógł wy-
jawić jej swoich związków z Salvatorem, dopóki nie uzyska całkowitej pewności.
Zza szerokich drzwi dobiegały dzwięki jazzu. Do pianisty dołączył saksofonista o
znanym nazwisku. Zresztą wszyscy występujący dziś muzycy mieli znakomity dorobek,
a jeden z nich kończył tę samą szkołę co Troy i też został zwerbowany przez Salvatore-
go.
L R
T
Usiadł obok niej. Przechylił szklankę, obserwując Hillary kątem oka. Taka kobieta
jak ona od razu rzuca się w oczy. Miała na sobie prostą suknię, ale i tak wyróżniała się na
tle kobiet ubranych w kreacje znanych projektantów i obwieszonych drogą biżuterią. Nie
musiała szukać świateł reflektorów, to one podążały za nią.
- Ciągle jesteś na mnie zła z powodu tej aukcji?
Powoli odstawiła swoją szklankę.
- Jestem zła, że nie powiedziałeś mi prawdy w samolocie. Nie lubię być okłamy-
wana.
- Nie okłamałem cię. - Uważnie dobierał słowa.
- Ale przemilczałeś kilka rzeczy. Wprowadziłeś mnie w błąd co do twojej tożsamo-
ści. - Zmarszczyła piegowaty nos. - A to to samo co kłamstwo.
- Gdybym zdradził ci swoje nazwisko w samolocie, chciałabyś ze mną rozmawiać?
- Pochylił się do przodu i wziął ją za rękę. - A nawet gdybyś chciała, to czy nasza roz-
mowa byłaby tak samo wesoła i beztroska?
Nie odpowiadała, ale nie cofnęła dłoni.
- Właśnie. - Pogładził kciukiem wnętrze jej nadgarstka. - Chciałem z tobą poroz-
mawiać, więc nie mogłem od razu wyciągnąć wizytówki Robin Hooda.
- W porządku. Ale przyznaj, że świadomie wprowadziłeś mnie w błąd.
- Przyznaję. - Lekko ścisnął jej dłoń. Powoli posuwał się do przodu. Był coraz bli-
żej celu. - Przepraszam cię za to, ale wierz mi, że gdy zobaczyłem cię w samolocie, mia-
łem ochotę po prostu z tobą porozmawiać. I chciałem, żebyś zobaczyła mnie, a nie moją
stronÄ™ w Wikipedii.
- JesteÅ› bardzo przekonujÄ…cy.
- To świetnie. Mamy przed sobą cały weekend, więc dobrze go wykorzystajmy.
Nie myślmy o tym, co będzie w poniedziałek. A ja będę cierpliwie znosił twoje wizyty u
szefa kuchni.
- Nie musisz.
- Przyjechałem do Chicago z obowiązku, a dzięki tobie ten weekend może się oka-
zać dużo bardziej interesujący. - Obserwował, jak światło gwiazd i lamp odbija się w jej
L R
T
rudych włosach. - Jeśli będziemy trzymać się razem, to unikniemy tych wszystkich idio-
tycznych rozmów towarzyskich z nieznanymi osobami.
Przesunęła palcem po jego dłoni.
- Naprawdę chcesz mnie poderwać?
- Tak. - Tym razem mógł być całkowicie szczery.
- Stajesz przed trudnym zadaniem.
- To raczej mi sta...
- Przestań!
- Staje mi twój obraz przed oczami.
- To nie było śmieszne. - Ale mimo to uśmiechnęła się lekko.
- Było, bo jestem dowcipny i inteligentny. Ale wcale się tym nie szczycę. Inteli-
gencja to wygrany los na genetycznej loterii. Ważne jest, jak się taką wygraną wykorzy-
sta.
Pochyliła się lekko do przodu.
- Te twoje przechwałki czasem mają sens. Przysunął się do niej tak, że dzieliła ich
jedynie cieniutka warstwa powietrza. Czekał. Oddychała coraz szybciej, jej zrenice roz-
szerzyły się. Spojrzała mu w oczy, a potem przymknęła powieki.
Nie potrzebował bardziej wyraznego zaproszenia.
DotknÄ…Å‚ wargami jej ust, czujÄ…c smak limonki z drinka. ObjÄ…Å‚ jÄ… ramieniem i po-
głębił pocałunek, czekając, aż Hillary zareaguje. Jej westchnienie napełniło go poczu- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ssaver.htw.pl